sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 33

Perspektywa Cendrica:
Właśnie wracałem od Shasy.Była niezła awantura.Diana jest tchórzem,muszę w niej rozpalić rządzę zemsty.Mam genialny plan.Wziąłem telefon i zadzwoniłem do niej.
-Diana Davis,o co chodzi?
-Musimy się spotkać córko,przyjdź do mnie do domu.
-Dobra.
Po 15 minutach zjawiła się przed moimi drzwiami.
-Wejdź.
Posłusznie wykonała polecenie.Zawładnąłem jej umysłem po raz drugi.Przyjaźniła się z Farley O'Harą,miała narzeczonego-Daniela.Pewnego dnia dowiedział się on o istnieniu wampirów.Wieczorem,gdy wracał z Dianą po imprezie Farley ich zaatakowała i zabiła Dana.Po tej akcji wyniosła się z Londynu.Reszta pozostaje tak jak w tamtym zaklęciu.Teraz Diana nie będzie miała wątpliwości co do zabicia jej.Jestem geniuszem!
-Co jest?
-Mieliśmy właśnie iść na cmentarz.
-Ktoś umarł?
-Dzisiaj mija druga rocznica śmierci Daniela.
Dziewczyna momentalnie posmutniała.
-Zapomniałam.-wyszeptała.
-Spokojnie,kupiłem znicze,idziemy?
-Tak.
Akurat przechodziliśmy obok domu O'Hary.Miała pecha,bo wpadła na Dianę.Oj będzie awantura,czuję to.
Perspektywa Farley:
-Skąd wziąłeś sztylet?-zapytałam zdziwiona-Jak na świecie są tylko dwa?
-Mam swoje dojścia-rzucił-Teraz liczysz się ty. Nie wychodź z domu i nie rób nic głupiego.
-Nie obiecuję.
-Mam cię zahipnotyzować, czy obsypać dom solą?
-Ha.Ha.Ha.
-To nie miało być śmieszne, nic nie może ci się stać.
-A dlaczego tak ci na tym zależy?
-Bo ja nadal cię kocham-zniknął i prawdopodobnie pojawił się w drugim pokoju, słyszałam jego oddech. Cóż nawet jeśli jest dla mnie ważny, to nie będę okazywać mu posłuszeństwa. Wróciłam do sypiali i przebrałam się w to:
Zeszłam na parter i dorwałam się do lodówki z krwią, złapałam jedną z torebek i wlałam jej zawartość do szklanki. Dobra, mogę iść, choć na chwilę, nie będę siedzieć przecież cały dzień w domu. Weszłam do holu i złapałam za klamkę, nagle poczułam jakby podmuch wiatru. W domu? Szybko się obróciłam.
-Nie czyń tego-usłyszałam, ale nie mogłam się ruszyć, widok mojej mamy sparaliżował mnie od stóp do głów...ale ona nie żyła. Wrzasnęłam nacisnęłam klamkę i wyleciałam na zewnątrz, nie zauważyłam kiedy znalazłam się na schodach i z nich spadłam pod nogi jakiejś brunetce.
-Przepraszam-wstałam i otrzepałam tyłek z piachu.
-Ty!Zabiję cię!
-Słucham?!
-Nie udawaj!Przez ciebie mój narzeczony nie żyje!
-Nie moja wina nie kontroluje mojego brata przez całe życie!
-Czyli Quinncy zabił Daniela?Panna O'Hara zawsze niewinna.
-Zaraz, jakiego Daniela? Quinn zabił Stephana.
-Nie znam Stephana.
-To był twój chłopak, prawie zabił ciebie!
-Daniel był moim narzeczonym,kiedy odkrył prawdę o wampirach,zabiłaś go!-płonęła ze wściekłości.
-Farley!Miałaś nie wychodzić!
-Nie będziesz mi mówił co mam robić!
-Wracaj do środka, a ty co tu robisz? Nie jesteś potrzebna, możesz sobie iść.
-Spierdalaj.
-Diana,już jesteś,och czy to ta dziewczyna co zabiła Daniela?-pojawił się Cendric.
-Nie zabiłam żadnego Daniela!
-Zamknij ryj!
-Córciu,dałem ci księgę z zaklęciami,jeśli chcesz,ulżyj sobie- ręka dziewczyny zapłonęła i po chwili ogniem zajęła się cała ulica.
-Kurwa mać! Farley do domu!-wrzasnął Klaus i podbiegł do mnie. Nagle telefon dziewczyny zadzwonił. -Kto to jest ten pojebany Zayn Malik?!
-Nie to jest pora na gadanie o takich debilach!-złapał mnie za rękę i zaprowadził do środka, pchnął mnie na panele i zatrzasnął drzwi.
 -Nienawidzę cię!-wykrzyczała za oknem i zniknęła. Wtedy Klaus wrócił do domu i popatrzył na mnie.
-Zastanowię się nad solą, bo moje zaufanie do ciebie podupada.
-Dobra, nie ważne muszę ci coś powiedzieć...bo ja widziałam moją mamę.
-Co?...No tak efekt uboczny wskrzeszenia, będziesz widziała duchy. Mówiła coś?
-Tylko, żebym nie wychodziła, ona widziała o tym co się stało?
-Prawdopodobnie tak.
-Będę je widzieć do póki nie umrę, tak?
-Tak.
 Perspektywa Liama:
Całą noc przespałem w samolocie.Śniła mi się ta dziewczyna z planu filmowego.Gdy wrócimy do Londynu,szybko muszę ją odnaleźć.Po dwudziestej samolot wylądował w Rzymie.Pierwszy walizki zabrał Niall,a ja po nim.
-Idziemy?-spytał przygnębionym głosem.
-Tak.-wyszliśmy z lotniska.
W pewnym momencie przypomniało mi się,że dałem Harremu mój telefon.
-Zaczekaj,zaraz wracam.
-Okej.
Szybko pobiegłem do Hazzy.
-Masz mój telefon.
-Kurde,zapomniałem,masz.-podał mi go.
Nagle usłyszałem pisk opon i straszny huk.Zdziwiony wróciłem tam,gdzie zostawiłem Horana.To co zobaczyłem było mrożącym krew w żyłach widokiem.Mój przyjaciel leżał na ulicy,cały we krwi,tuż obok zniszczonego samochodu.
-Boże!-szybko zadzwoniłem po karetkę,która przyjechała po pięciu minutach i zabrała chłopaka.Reszta pojechała ze mną.
Po dwóch godzinach przeszedł do nas lekarz z jakimiś informacjami.
-Gadaj pan,co z nim?!-uniósł się Harry.
-Przeszedł operację,na chwilę obecną jest w śpiączce,nie wiadomo kiedy się obudzi,ale proszę być dobrej myśli.
Wszyscy się załamaliśmy.Zadzwoniłem do Simona,który zjawił się po dziesięciu minutach.
-Co się dokładnie stało?
-Miał wypadek,potrącił go samochód-wyszeptał Louis.
-Na sekundę nie można was zostawić samych,ledwie poszedłem dogadać się z kolesiem,który przez przypadek zabrał moją walizkę,wracam,a was nie ma,są tylko tłumy gapiów i rozbity samochód.
-Tak,to przeze mnie,mogłem nie iść po ten cholerny telefon.
-Nie mów tak Liam,to wina kierowcy,nie twoja.
Mogli sobie mówić co chcą ale i tak będę czuł się winny.
-Co dalej?
-Dokończycie trasę sami,dopóki Niall się nie wybudzi i nie wypuszczą go ze szpitala.Media już wszystko wiedzą,w telewizji i na portalach społecznościowe już wrze,lecz w wywiadach dziennikarze mają zakaz poruszania tego tematu.
-Super,zajebisty dzień.
-Wy powinniście już iść,długo tu siedzicie,idźcie odpocząć do hotelu,jutro macie koncert.
Żeby nie budować jeszcze bardziej napiętej atmosfery,posłuchaliśmy się Cowella.Nie wiem jak oni,ale to najgorszy dzień w tym roku.

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 32

Perspektywa Diany:
Wstałam wcześniej,burdel był niesamowity,jakby ktoś nie sprzątał z rok.Wzięłam prysznic,przebrałam się i zjadłam śniadanie.Od wczoraj mam dziwne wrażenie,że to nie jest mój dom.Przecież mieszkam w nim rok,jakieś głupie myśli.A jednak...tak jakby mi czegoś brakowało.Jakbym żyła nie swoim życiem.Szczerze to mam już trochę dość.Ludzie to skurwisyny ale,żeby od razu ich zabijać?W sumie jak ja i ojciec przejmiemy władzę wreszcie będzie na świecie porządek,ale...-z rozmyślań wyrwał mnie sms od Cendrica.''Za 10 minut na strzelnicy''.Złapałam swojego I-phona,schowałam do torby i wyszłam z domu.Nagle zadzwonił do mnie obcy numer.
-Halo?
-Diana do cholery,kiedy wrócisz?!
-Po pierwsze-nie wiem o co chodzi,pod drugie-nie znam cię.
-Fajnie,co brałaś?Avengersi namieszali ci w głowie?
-Pan coś pomylił,Avengersi mieszkają w Nowym Yorku,a ja w Londynie,do widzenia.
-Pier...-rozłączyłam go.
Pewnie to był jakiś szpieg Avengersów.Chcą mnie znaleźć.10 minut później dotarłam już na strzelnicę.
-Myślałem,że nie przyjdziesz.
-To źle myślisz.Nie przegapiłabym okazji,żeby sobie postrzelać.
-Łap.-rzucił mi broń.
Postrzelałam sobie z pół godziny,później przyszli klienci umówieni na kursy.Poinstruowałam ich i doradziłam wybór broni.Kiedy skończyłam robotę,poszłam do pizzeri.Po pięciu minutach do stolika obok usiadła jakaś brunetka.Wyglądała na zdołowaną,rzuciła swoimi rzeczami o podłogę.Postanowiłam do niej zagadać.
-Czym zawiniły ci te rzeczy?
-One akurat niczym,sorry,że zrobiłam z siebie głupka.
-No wiesz,jakby ktoś miał problem zawsze mogę go zdjąć-pomachałam jej spluwą przed nosem.
-Jesteś z FBI czy coś?
-Nie zupełnie.Pracuję na strzelnicy,a tam jest od cholery broni.
-Taaa...ostatnio media wszędzie mówią o wampirach i czarownicach.
-A wierzysz w to?
-W czarownice nie,a w wampiry to może...
-Świat już staje na głowie.Jeszcze ci Avengersi...to już w ogóle fotomontaż.-popatrzyłyśmy na artykuł z wcześniej wspomnianymi.
-No wiesz,każdemu trudno uwierzyć,że oni istnieją,komiksy i filmy...ale jeśli to prawda?
-A co widziałaś jakiegoś?
-Nie.-odparła tardo.
-Spoko,a więc kto ci się naraził?
-Mój chłopak.
-Uuu,w takich sprawach jestem cienka,nigdy nie miałam chłopaka.
-Ciesz się.
-Diana!-w oknie pizzeri zobaczyłam ojca.
-A on?Wielbiciel?-zaśmiała się.
-Nie,mój tatusiek.Muszę już iść,nara-wyszłam z lokalu.
-Jest sprawa.
-Co znowu?
-Jesteś czarownicą,a właśnie mnie olśniło,że nie znasz prawie żadnych zaklęć.
-I?
-Masz-podał mi złoto-srebrną księgę z twardą okładką.
Popatrzyłam na niego z wyrazem twarzy ''Gadaj wreszcie,nic nie kumam''
-Księga czarów,wszystkie zaklęcia opanuj na pamięć.
-TYLE?!Chyba śnisz.
-Jeśli chcesz rządzić,musisz być silna,mięczaki nie mogą władać światem.
-No dobra-powiedziałam z wyraźną niechęcią w głosie.
Wróciłam do swojego domu,zjadłam jakąś zupkę chińską i odpaliłam kompa.Pokazała mi się dziwna wiadomość.Treść była jeszcze dziwniejsza ''Jeśli za dwa dni nie otrzymam artykułu o pierwszych dwóch koncertach One Direction-wywalę cię Davis''
Głowa zaczęła mi niemiłosiernie napierdzielać.Dlaczego znają mnie osoby,których JA w życiu nie widziałam.Jaki artykuł?Co to One Direction?
Perspektywa Nialla:
Wczorajszy koncert był super!Piosenki te co zwykle,ale jakaś fanka wbiegła na scenę i oświadczyła się Harremu.To była najlepsza część występu.O mało nie padłem ze śmiechu.Nadal jednak nie mogę otrząsnąć się po tym,że spotkałem Avengersa.Teraz jestem strasznie niewyspany,ciekawe co porabiała wczoraj Alicia.Przebrałem się,zjadłem śniadanie(był mój ulubiony stół szwedzki)
-Hej wam.
Wszyscy odpowiedzieli oprócz Zayna,który był strasznie wkurzony.
-Co mu?
-Diana.
-Dobra...
Po 12 jedziemy do Rzymu,koncert jest o 18,a następnego dnia rano wracamy do Londynu.Szybko zleciała ta pierwsza część trasy.Postanowiłem,że pójdę z Alicią na pizzę.Gdy dotarliśmy już to kawiarni,złożyliśmy swoje zamówienie.Nagle jakaś dziewczyna w nas wbiegła,wywaliła stolik i krzesło na ziemię.
-Wszystko okej?
-Tak,szukam mojego przyjaciela z dzieciństwa,podobno tu jest.
-A jak wygląda?
-Nie wiem dokładnie,dawno go widziałam,jedyną informacją jaką posiadam jest to,że gra w One Direction.
-Serio?Ja gram w One Direction.
-Weź,jesteś Niall Horan?
-Tak.
-Boziu,to ty!-przytuliła mnie.
-A kim jesteś jeśli można spytać?
-Julie,przyjaciółka z podwórka.
-O to ty!Jak mnie znalazłaś?
-Przeglądałam internet i zobaczyłam,że wczoraj graliście tu koncert,a mama kiedyś powiedziała mi,że właśnie grasz w 1D.
-Tak,pani Dawson.
-Ja powinnam już iść-wyjąkała zakłopotana Alicia i odeszła.
Chciałem za nią pobiec,ale z Julie nie widziałem się kilka lat,trzeba to nadrobić.
-Jak tam życie?
-Ty w zespole,a ja w filmach.
-Jesteś reżyserem?
-Noo,znasz serial ''Krwawiące Uczucie'' ?
-Tak,oglądam czasami jak mi się nudzi.
-To moje dzieło.
-Serio?Wow.
 -A skoro mowa o One Direction...
-Chcesz autograf?-zaśmiałem się.
-Wyreżyseruję o was show.
-Jak?!
-Twój manager ci wszystko powie,zaczynam od jutra.-uśmiechnęła się-Widzimy się jutro-odeszła.
Postanowiłem,że dogonię Alicię i spytam o co jej znów chodzi.Siedziała na ławce w parku.
-O co ci chodziło w sytuacji z Julie?
-Nie rozumiem.
-Zniknęłaś tak szybko,jeszcze się jąkałaś,a normalnie się tak nie zachowujesz.
-Podobasz się jej.
-Hahahaha,no napewno.
-Niall ja to widzę.
-Błagam cię,przyjaźniliśmy się i nic więcej.Poza tym ona będzie kręcić o nas show,będzie musiała przebywać z nami każdą chwilę,to normalne.
-Bardzo!
-To jej praca,co ma się zwolnić z tego powodu?
-Dobra nieważne!
-Ale nie musisz się bulwersować.Wiesz,że podobasz mi się tylko ty.
-Co nie zmienia faktu,że jestem zazdrosna.
-Dobra,nie ważne,pamiętasz tą sytuację wczoraj na plaży?
-Kiedy?
-Dziewczyna z mocami-zacharczałem.
-I co z nią?
-Ona jest Avengersem.
-Wiem.
-Oni są niebezpieczni,nie możemy się z nimi zadawać.
-Daj spokój.
-Jacyś nienormalni są,omamili dziewczynę Zayna.
-Spoko nie będę z nimi rozmawiała bo ty mi zakazujesz,taki sam jak Shasa,tylko ty pozwalasz mi z domu wyjść.
-Nie porównuj mnie do tego psychicznego debila.
-W porządku,idę nara.
-Wiesz co,nie mam już na to siły.Jeśli tak bardzo tęsknisz za Shasą,droga wolna.
-Nawet nie wiesz co z nim przeszłam żeby teraz tu stać!-zniknęła.
Było mi przykro,może chłopaki serio mają rację,że Alicia nie jest dla mnie.Nawet jeśli,to i tak ją kocham,chyba powinienem się pogodzić z tym,że mnie nie chce...
Perspektywa Farley:
Zaszedł mnie od tyłu objął i pocałował w tył głowy.
-Zawsze głowiłem się nad pewną zagwostką, moja miła-wyszeptał.
-Słucham najdroższy.
-Wiesz co robię, zabijam i karmię się przypadkowymi jegomościami, dlaczego więc mnie miłujesz?
-Mój miły twa zagwostka,nie jest ciężka. Zabijasz bo jest ci to nakazane, nie ty wybrać mogłeś czy będziesz zabijać musiał. Taka jest kolej, byś mógł przetrwać, nakazane jest tobie zabijać, czy gatunek ludzki nie morduje zwierzów by móc je spożyć? A miłuję cię za to jakim jesteś, nikt nie nakazuje być tobie takim jakim jesteś-obrócił mnie i pocałował.
-Dziękuję.
Wciągnęłam ostro powietrze w płuca i odkaszlnęłam. Gwałtownie otworzyłam oczy i podskoczyłam. Zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, w miejscu serca, mieściła się ogromna dziura. Zakryłam ją dłońmi i zrobiłam parę kroków do tyłu. Umarłam? Ktoś mnie zabił? Ale kołek w serce jest śmiertelny nawet dla mnie. Usłyszałam śmiganie ołówka po papierze. Gdzie ja właściwie jestem? Pchnęłam delikatnie drzwi i odskoczyłam na bok. Otóż moje "delikatne" pchnięcie, wyrwało drzwi z zawiasów i złamało je na pół. usłyszałam kroki z sąsiedniego pokoju, no człowiek, który przez nie przeszedł, potrafił poprawnie otworzyć drzwi.
-Farley!-rozejrzałam się po pomieszczeniu, to chyba było do mnie. Podszedł do mnie i objął, pocałował mnie w czoło, potem dosłownie milimetr od siebie odsunął, ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy, jakby powstrzymując się od łez.
Złapał mnie za rękę i poprowadził przed siebie. Moje oczy były zawiązane jakąś bardzo miękką tkaniną, więc zdałam się na niego.
-Dobra stój tu i nie rozwiązuj sobie oczu, do póki nie dam ci sygnału, dobrze?
-Dobrze-uśmiechnęłam się sama do siebie. Czułam zapach świerków i innych iglastych drzew.
-Dobra,już-złapałam tkaninę i rozejrzałam się po miejscu, w którym się znajdowaliśmy. Las kończący się przepaścią, tak jak myślałam iglasty, akurat zachodziło słońce. Odwróciłam się by zobaczyć dalszą część lasu, ale zobaczyłam Klausa, klęczał przede mną, a w wyciągniętych w moją stronę rękach błyszczał pierścionek
-Farley O'Haro czy zechciałabyś wyjść za mnie?-oczy napływały mi do oczu, jedyne co zrobiłam to pomachałam głową na tak i wyciągnęłam rękę w jego stronę. Złapał moją dłoń, ręce miał jak zawsze ciepłe i wsadził pierścionek na jeden z moich palców. Potem wstał, a rzuciłam mu się na szyję.
-Klaus.-znowu miałam ochotę się popłakać-Tęskniłam-przytuliłam go tak mocno jak tylko mogłam.
-Ja też.-pocałował mnie w czoło i pogłaskał po włosach-Ale posłuchaj mnie uważnie, dobrze? Nie wolno wychodzić ci z domu, dopóki nie przyjedzie wóz przeprowadzkowy, myślą, że nie żyjesz, więc to jest szansa, żeby uciec...
-Nie chcę uciekać.-przerwałam mu w połowie zdania.
-A ja nie chcę znów cie stracić. Dlatego teraz grzecznie zejdziesz na dół i napijesz się krwi-jego ton zabrzmiał ostro, więc nie miałam się co sprzeciwiać-Przepraszam cię, że to tak musi wyglądać, ale obiecałem twojemu bratu, że będę cie chronił, a właśnie zawiodłem, nie chce by to się powtórzyło.
-Wiem, że chcesz dobrze, ale trzymanie mnie w domu na siłę, nie ma sensu. Miałam ci nie mówić i odejść, ale nie potrafię.Shasa po mnie przyjdzie i zabije mnie, aby pozbyć się wszystkich wampirów.
-Nie pozwolę mu na to.
-Jesteś za słaby, możesz sobie być jednym z pierwszych, ale to twój ojciec i zawsze będzie od ciebie o krok dalej!
-Jesteś pewna?-puścił mnie i odsunął jeden z paneli, wyciągnął coś, zawiniętego w jedwabną chustkę, podał mi to i namówił do rozwinięcia...sztylet z białego dębu...jedyna rzecz, która może zabić pierwszego...
-Nie ważne ile razy chciałam to poprawić lub napisać dobrze podkreślało się na czerwono, więc jeśli jest jakiś błąd to bardzo przepraszam.
**************************************************************************
Czytasz=komentujesz.
To bardzo motywuje ;)
SoMe&LenaX
 










środa, 20 maja 2015

Rozdział 31

Perspektywa Jane:
Wraz z Darcy przyjechałyśmy do Londynu w sprawach służbowych.Oczywiście w samolocie musiała wystraszyć połowę pasażerów.Anglia jest piękna.Niestety jesteśmy tu tylko na dwa tygodnie.Gdy szłyśmy ulicą zapatrzyłam się i wpadłam na jakiegoś chłopaka.
-Przepraszam,bardzo.Zapatrzyłam się.
-Spoko-poszedł dalej.
-Ej on wygląda jak Thor-szepnęła.
-Masz zwidy.
-Zaraz zobaczymy czy to nie on.Ej THOR!-wydarła się na całą ulicę.
Nie wzruszony szedł dalej .
-Mówiłam ci,że to nie on.
-Pewnie udaje.-podbiegła do niego i złapała za ramię.
-Co ty robisz?
-Gadaj,jesteś Thorem.
-Nie.
-To czemu wyglądasz podobnie jak on??
-Głupi zbieg okoliczności, jeszcze jakieś pytania?
-Seriooo zbieg okoliczności?Gadaj no-wskoczyła na niego.
-Jesteś jakaś porąbana!-zrzucił ją z siebie.
-Możesz coś z nią zrobić?-popatrzył na mnie.
-Darcy...chodźmy już.Jest nienormalna,uwielbia Thora z komiksów i zwariowała psychicznie na jego punkcie.
-Zdążyłem zauważyć.
-Przecież to ty jesteś w nim zakochana,a nie ja!!!!
-Daj spokój.Obie wiemy,że on nie istnieje.Prędzej uwierzę,że świnie latają.
-To patrz-rzuciła gumową świnką w twarz chłopaka.
-Jesteś nienormalna!-odszedł.
-Ja?!Wypluj te słowa murzynie! Masz to odszczekać-złapała za jego nogę.
-Jak chcesz-przemienił się w wilka i zawarczał na nią.

-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
-Ucisz się-zasłoniłam jej usta ręką.
Wrócił do postaci człowieka-Wystarczy? Dziękuję.
-Czekaj-wyjęła telefon i zrobiła mu zdjęcie.
-Chodź już.Nie mało ci wrażeń?
-Zmień się jeszcze raz w wilka.
-W dupę mnie pocałuj świrusko.
-Ja świruska?!-wyjęła colę i oblała nią go.
-Tak jesteś świruską.
-Palant ze spalonego teatru.
-Gdybym nie obiecał Christoffowi,że przestanę zabijać ludzi,rozszarpałbym cię.
-Taaa nic byś zrobił bez tych swoich kiełek.
-Nara-zniknął.
-Muszę wiedzieć gdzie on mieszka.
-Po co?!
-Światło dzienne ujrzy jutro w prasie nagłówek ''Wilkołaki są wśród nas'',a ty mi pomożesz.
-NIE!
-Tak-złapała mnie za rękę i pobiegłyśmy do kawiarni.Wyjęła swojego laptopa i zaczęła szperać.
-Podać coś?
-Tak,nóż,aby rozszarpać tą wariatkę!
-Ciastko może być?
-Owszem.
-Dobra mam już.Kai Saltzman.Dzisiaj będzie miał nietypowych gości.

-Jesteś nieźle stuknięta.
-Wiem.
Poszłyśmy do hotelu,a Darcy zabrała sprzęt.
Było już późno,gdy dotarłyśmy do jego domu.Nie chcę się w to mieszać ale jestem jej przyjaciółką.
-Zakradasz się?
-Nie wybiję okno jak terrorysta.
-Dobra,pokaż na co cię stać.
Wdrapała się na ścianę i wywaliła szybę.
-To jest napad!
-Znowu ty?Wynoś się stąd.
-Nie-zaczęła demolować mu pokój.
-Bosh dziewczyno co ty odpierdalasz?!
-Kai,co tu się,co to za laska?-do pokoju wszedł blondyn.
-Ona już wychodzi.
-Ja tu zostaję.Chodź Jane.Co tak stoisz?!
Weszłam nieśmiało przez wybite okno.
-Darcy,chodźmy już.To głupie.
-Dosyć tego,dzwonię na policję.
-Widzisz co narobiłaś?!
-Halo?Chciałbym zgłosić włamanie.
-Dzwoń ile wlezie i tak wszyscy poznają prawdę,że jesteście wilkołakami!Było się nie zmieniać przy mnie!

-Tak ona nadal tu jest,tak,dobrze czekamy.
-Ty obłudniku-wyrwała mu z rąk telefon i rozwaliła o ścianę.
-Ej no to nowy Iphone!Przeginasz!
-Kai nie,nie wolno ci.
-Jak je zabiję to nikt się o nas nie dowie!
-Kai,nie.
-Mieliśmy zabijać w ostateczności,a teraz nasza wataha może wyjść na światło dzienne!
-Nie wolno ci.
-Nie jesteś naszym ojcem!
-Ale jestem twoim bratem!
Zrobiła im zdjęcie,gdy ukazali swoje wilkołacze kły.
-Usuń to!
-Spieprzamy-złapała mnie za rękę i wybiegłyśmy z ich domu.
Uciekłyśmy do lasu,który był zaraz obok.
-Usuń to!-za nami pojawił się Kai i złapał mnie.
-Usuń to albo ją zabiję!
-Heej i co się tak spinasz?Puść ją albo roześlę to w jednej sekundzie do wszystkich portali dziennikarskich. -A twoja przyjaciółka umrze.
-Hahah mi też miło jest cię poznać.
-Usuń.
-Dobra-usunęła ale ja wiem,że ma kopię zapasową.
Pchnął mnie na ziemię.
-Ale wiesz,że mam ponad sto kopii?
-A wiesz,że znam wasz zapach i mogę was zabić kiedy mi się podoba?
-No cześć-za nami pojawił się Thor.
Jak zawsze pojawia się tam,gdzie się coś dzieje,a wcześniej nie jest łaskaw się odezwać.
-Jak tam twoja rozmowa z Odynem?
-Wiesz,że od kiedy wiem,iż jestem twoim bratem,coraz więcej ludzi naskakuje na mnie,że jestem tobą?
-Nie ma to jak ta popularność.Słuchaj radzę ci,abyś nie dotykał tej dziewczyny-wskazał na mnie.
-Będę robił co mi się podoba.
-W takim razie zrobimy sobie rodzinną pogawędkę-rzucił młotem,który trafił wilka w brzuch-Nie zadzieraj z bratem.
-Hahah rodziny się nie wybiera,prawda?Ale ja już wybrałem.Nie jesteś moim bratem i nigdy nim nie będziesz-zniknął.
-Myślisz,że chcę nim być?Drugi raz w życiu widzę cię na oczy,a ojciec wyskakuje mi z tekstem ''Oto twój brat Kai'''.Dla mnie jesteś zwykłym tchórzem,znikającym i pojawiającym się wtedy kiedy jest mu wygodnie.
-A ty co się tak gapisz?Leć do tego wilczka,zamieszkajcie sobie w lesie,ale nie chcę was widzieć w Asgardzie.
Tamten nic nie odpowiedział tylko zniknął.Podniosłam się z ziemi i skierowałam w stronę Thora.
-''Dla mnie jesteś zwykłym tchórzem,znikającym i pojawiającym się wtedy kiedy jest mu wygodnie.'' mówiłeś o sobie?!-wykrzyczałam mu w twarz.
-Taa fajne powitanie.
-Chyba raczej pożegnanie.
-Nie widzieliśmy się pół roku,a ty się obrażasz?!
-Zgadnij przez kogo.Pojawiasz się tak sobie na Ziemi i nawet mi nie powiedziałeś!
-Rogers mnie wezwał.
-Czekałam na ciebie te cholerne 6 miesięcy,mogłabym dłużej,a ty masz mnie w dupie,jednak kiedy Ameryka cię wzywa pojawiasz się w mgnieniu oka!
-Ta rozmowa nie ma sensu.
-Wiesz co nie ma sensu?Ty.-złapałam Darcy i kierowałyśmy się w stronę hotelu.
Wiedziałam jak mocno się wkurzył,ale mam to gdzieś.Od dziś nie chcę go znać.

Perspektywa Louisa:
Mieliśmy się już zbierać na próbę,wieczorem mamy koncert,a jak nie przyjdziemy punktualnie to Simon nam nogi z dupy powyrywa.Wyszliśmy tylnym wyjściem z hotelu,aby fanki nas nie zmasakrowały.Nagle przed nami pojawiła się znienawidzona przeze mnie blondynka i jakiś drugi wybryk natury.
-Co wy tu robicie?Ty czasem w Nowym Yorku z Dianą nie jesteś?
-Może ją zabiła?-zakpiłem.
-Zamkniesz się?
-Bo co?!
-Damon,siedź cicho.Diana,owszem jest w Nowym Yorku,ale z Avengersami i chciała,żebyś wiedział. -Avengersami?Hahaha byłem w kinie-parskął Styles.
-Dobrze wiedzieć-zakpił szatyn.
-Nie chcesz wierzyć to nie.
-Ciebie nawet chyba stać nie było na bilet.
-Nie bądź taki do przodu bo ci tyłu zabraknie.
-Zamknijcie się wszyscy!-wrzasnął Liam i pokazał nam jakąś gazetę-Oni mają rację,Avengersi istnieją.
-Magia.
-Eeee,a ty przypadkiem nie masz wizytacji w domu publicznym?-warknąłem.
-A mam,ale blondynka, miała za duży kontakt z verbeną i muszę ją wszędzie zabierać.
-Ale skąd ona zna Avengersów?Jedyne co wiem to,że jej ojciec jest chory psychicznie i uciekł ze specjalnego zakładu.
-Coś cię chyba ta lasecja bajeruje,ludzie bez powodu nie zadają się z superbohaterami.
-A twoja nie lepsza.
-Chcesz w mordę?!
-Owszem-zaczęliśmy się nawalać.
-Macie coś jeszcze nam do przekazania?-spytał Payne.
-Nie... 
-Na ziemię!-pojawili się uzbrojeni goście z FBI.
Zlazłem z Malika i zaczęliśmy przyglądać się całej sytuacji.
-Koniec tego-gościu złapał blondynkę i wbił jej jakiś kołek w serce.
-Nie!Ty wiesz co ty zrobiłeś!?-wyrwał mu kolejny kołek i wbił go w gardło mężczyzny.
-Pozbywamy się intruzów-jakiś drugi wylał na szatyna wiadro pełne fioletowych kwiatów. -Zabolałoby mnie to gdybym nie pił verbeny-wyciągnął kołek z ciała i przebił nim kolejnego mężczyznę.
-Przestań!To nie jest rozwiązanie!
-Oni zaczęli!
-I oni skończą.
-Wycofać się-zniknęli za zakrętem.
Chłopak wziął ciało blondynki na ręce i zniknął.
-Boże,co tu się stało?
-Jeśli chcesz jeszcze żyć,mam dla ciebie radę Malik.
-Oświeć mnie.
-Zostaw tą Davis,ona i jej przyjaciele są niebezpieczni.
-Prędzej odejdę z zespołu,niż to zrobię.
-Okej,rób co chcesz.
Szliśmy w milczeniu jak nagle wpadła na nas jakaś roztrzepana dziewczyna.
-Hej,wy jesteście One Direction?
-Tak,trochę wcześnie przyszłaś,koncert jest o osiemnastej.
-Stella Black,szukam Diany Davis,jesteśmy z tej samej branży,a ona pisze o was artykuł prawda?
-Nie ma jej.
-Jak to?
-Normalnie.-syknął Zayn.
-Dobra,dobra nie spinaj się tak gościu.
-BLACK!Co to ma znaczyć?!Nie wzięłaś moich bagaży!-wydarła się na nią jakaś blondyneczka.
-Nie jestem twoją sługą,pracujemy tylko razem.
-Zdziwisz się-uderzyła ją w twarz.
-EJ co ty sobie myślisz?!-warknął Harry.
-Gówno cię to obchodzi,widzimy się w hotelu Black-prychnęła,poprawiła włosy i odeszła.
-Wszystko ok?-pomogłem jej wstać.
W tym samym momencie jakiś paparazzi zaczął robić nam zdjęcia.
-Ile można czekać?!-pojawił się Cowell.
-Już idziemy.Nara koleżanko.-pożegnałem się z nią i poszliśmy na próbę. 
Perspektywa Diany:
Ta cała sytuacja jest chora.Ja mam swój plan.Jakiś czarnoksiężnik odbierze mi moc i po sprawie,mam to gdzieś czy Avengersi mi pomogą czy nie.Jeszcze ten głupi Iron Man.Ciekawe czy,gdybym nie przechodziła tamtędy,obok Cendrica,czy by mnie poznał?
-No księżniczko,musimy się dowiedzieć gdzie twój dziadziuś.-z przemyśleń wyrwał mnie Stark.
-Może ma ponad tysiąc lat ale i tak jest ładniejszy od ciebie.
-Wątpię.
-Dobra,cicho,namierzyłam go.Jest w Oslo,FBI go przetrzymują.
-Super i co w związku z tym?Zabijcie mojego ojca,będzie po sprawie.
-Myślisz,że to takie łatwe?
-Ratowaliście świat,tak,dla was jest to łatwe.
-Jestem.-w drzwiach pojawił się Thor.
-A ty gdzieś znów był?
-Rozmowa z bratem,wiesz.
-Taa...
-Dobra,ja idę,zaraz wracam.
-Gdzie?
Wzruszyłam ramionami i wyszłam.
Szłam nawet nie wiem gdzie i szczerze miałam to gdzieś.Nagle straciłam równowagę i zrobiło mi się ciemno przed oczami.Zemdlałam.
-Mówię ci to genialny plan.Gdy zjednoczymy siły,zawładniemy światem,ja odbiorę jej moc,będę silniejszy,a ją najwyżej zabiję.Co ty na to?
-Wszystko mi jedno co z nią zrobisz,trzeba zniszczyć wampiry, o mój cel.
-O obudziła się.
-Czego chcesz?!-wykrzyczałam.
-Naszej owocnej współpracy-złapał mnie i wypowiedział jakieś słowa.
W jednej chwili czułam jak grunt mi się wali.Zobaczyłam całe swoje życie w szybkim tempie.Albion zabił moją matkę,Cendric i ja żyjemy w rządzie władzy,mam 22 lata,mój ojciec ma strzelicę,a ja udzielam tam kursów strzelania,mieszkam w Londynie,porwali mnie Avengersi,lecz mój ojciec im przeszkodził.Znam Damona i Quinnciego,poznałam ich na ulicy,nienawidziłam ich.
-Diana nic ci nie jest?Avengersi cię uprowadzili,chcą zniszczyć nasz plan!
-Co...jaki plan?
-Zniszczenia wampirów i rządzenia światem.-po tych słowach jakby całe moje życie się przypomniało.
-Ten świat to taki dodatek.
-Aaaa no tak.Słuchaj wiem gdzie mieszka ten wampir Quinncy,on zna innych,porwiemy ich czy coś.
-Świetnie,łap broń i idziemy-rzucił mi spluwę.
Nagle pojawiliśmy się przed domem O'Hara.
-Improwizuj.
-Cześć?
-No hej,wiesz urządzam taką imprezę przepraszalną,jadę do Czech na stałe i chcę cię przeprosić za te wszystkie złośliwości.
-Spoko-mówił smutnym tonem,ale widać było,że nie chciał okazać swojego przygnębienia.
-To co,weź ze sobą Damona i innych przyjaciół wampirów czy wilkołaków,będzie zabawa.
-Aha.
-Za dwie godziny w tym miejscu-podałam mu kartkę.
-Dzięki?
-Nie ma za co-szyderczo się uśmiechnęłam.
-Wiesz,chyba nie przyjdziemy.
-Łamiecie mi tym serce,chciałam się pożegnać,to moje ostatnie chwile w Londynie i Stanach. -Przecież ty nawet mnie nie lubisz.
-Było minęło,wiesz czuję,że zaraz nastąpi nowy rozdział w moim życiu,nie chcę mieć wrogów w tamtym rozdziale.
-Powodzenia.
-Wpadnijcie choć na pięć minut.
-Zobaczę mam coś do zrobienia,to bardzo ważne. 
-Jak zawładniemy światem,spróbuj swoich sił jako aktorka.
-Dzięki.-pojawiliśmy się w magazynie.
-Masz tu parę zaklęć,tak na wszelki wypadek jakby coś ci zrobili.To jest na nietykalność,to na znikanie ran,to na zawalenie pomieszczenia,a to na eksplozję danej rzeczy czy miejsca.
-Okej,rozumiem.
Czekaliśmy dwie godziny,aż zjawili się.
-Widzę,że wszyscy w komplecie.
-Ta,ale tylko na chwilę,nie rób sobie nadziei-syknął Damon.
-Witajcie przyjaciele-światła zgasły,a w pomieszczeniu pojawiło się z ok.1000 kołków i wszędzie rozlana verbena czy tojad.
-Aaaaaaa!-zawył Quinncy-Wiedziałem,że mnie nie lubisz!
-Nie mogę-nie mogę oddychać... -Christoff!Dobra co wy chcecie tym osiągnąć?!
-Shasa zaraz tu będzie,chcesz przetestować broń?-spytał Cendric.
-Jasne-wymierzyliśmy bronią w każdego ''gościa''
-Miło.
-Bardzo-wystrzeliłam sobie dwie kule w sufit.
-Dobrej jakości.
-Więc co chcecie?Torturując mojego kolegę i dwóch przydupasów?
-Czego mogą chcieć najsilniejszy czarnoksiężnik i najsilniejsza czarownica na świecie?
-Strzelam,że władzy,ale po co wam my, nie buforuję.
-Kiedy Shasa wyplemi wszystkie wampiry,nawet Klausa,przecież nikt nie jest całkowicie nieśmiertelny,żadna istota się nam nie sprzeciwi.
-Dobra,macie chociaż jakieś krzesełko?Stuletnie nogi to nie to samo co dwudziestoletnie.
-Za duże wymagania,oj za duże.
-Dobra, mogę postać.
-A gdzież twoja siostra co?
-FBI postanowiło pozbyć się wampirów.
-Mieszańce podobno są nieśmiertelne,ale jeśli są wytworami Kalusa,to marny ich los.
-Ah jakiś ty znawca,ciekawe czemu to FBI postanowiło zająć się,również czarnoksiężnikami i czarownicami?-popadliśmy w pusty śmiech.
-A ja wiem?Idioci porywają się z motyką na słońce.
-Córciu pamiętasz jak byliśmy na strzelnicy?Może teraz zrobimy sobie żywe cele?
-Jesteś wredna,ale nie aż tak.
-Kiedy przyjdzie Shasa,nie chce mi się na nich patrzeć.
-Przykro mi,że musiałaś czekać.-pojawił się wspomniany.
-Nie ważne,skoro już jesteś,mogę iść.
-Idziemy córa,mam nadzieję,że cię nie zawiodłem Shaso.
-Nie zgrywaj się przyjacielu, spisałeś się wręcz wybornie.
-Do następnego razu-pojawiliśmy się w Londynie przed moim domem,który ojciec mi załatwił.
-Widzimy się jutro z rana na strzelnicy.
-Oczywiście-pożegnałam się z nim i weszłam do domu.
Perspektywa Taylora:
"Wampiry to jeszcze pikuś, poznałem świat czarownic, czy wilkołaków, są częścią jakiejś układanki biologicznej. Ale nie udało mi się dowiedzieć czegoś więcej, krypta jest silnie strzeżona, nie zdobędę pierścienia"-usłyszałem pukanie do drzwi. Zerwałem się z krzesła i ruszyłem ku ich stronę, otworzyłem je.
-Cześć, masz czas?-zapytała blondynka-Mam chińszczyznę-wyciągnęła zza pleców reklamówkę. Jedyne co zrobiłem to rzuciłem jej uśmiech i machnąłem ręką w geście "wejdź". uśmiechnęła się i skorzystała z zaproszenia, totalnie się rozgościła, weszła do kuchni wyciągnęła z szafki talerze i sztućce.
-Nad czym pracujesz?-zapytała przeglądając papiery,które zostawiłem na stole w jadalni-Ciała wyssane z krwi-przeczytała na głos.-Historia, jak z horroru, ale mój chłopak jest dzielny-zaśmiała się-Serio, nie boisz się trochę?
-Nie, a powinienem?-powiedziałem ukrywając zakłopotanie, miałem iść po pierścień i jak zawsze Ava przychodzi nie w porę, w ogóle nie powinna dowiedzieć się o całej sprawie-Dobra nieważne, miałem coś zrobić.
-Mogę ci pomóc? Poradzę sobie-no i klops, nawet jak spróbuję ją okłamać ona zaraz będzie o tym wiedziała i jeszcze się o to obrazi.
-Muszę przeszukać katakumby, to paskudna okolica, z resztą jak możesz zauważyć mordy zostały dokonane tylko na kobietach-zniechęcałem ją-Nie chcę cię stracić.
-Dam radę, chodź.
-Dobra-w co ja ja pakuję?
Chwilę później znaleźliśmy się na miejscu. Zabrałem ze sobą latarkę, klucz i medalion dla Avy, nie puściłbym jej tam bez niego.
-Co mam robić?-stanęliśmy przed wejściem do krypty.
-Załóż to i zostań tutaj, jeśli coś usłyszysz, co mogłoby ci zagrozić uciekaj, masz kluczyki do auta, ja sobie poradzę-dałem jej wisiorek i cmoknąłem w policzek-Pamiętaj coś co może coś ci zrobić uciekaj.
-Dobrze-przytaknęła i zapięła wisiorek-Tylko wracaj szybko, jest ciemno,zimno i mrocznie.
-Miałaś się nie bać.
-Nie boję się!
-To dobrze-wsadziłem klucz do zamka i pchnąłem dość mocno drzwi, były stare, drewniane i strasznie skrzypiały. Pomachałem Avie i ostrożnie kroczyłem po wąskich schodach prowadzących do katakumb. Korytarz był ciasny. Wilgotne i cuchnące powietrze niesione przez jakby delikatny wiatr, gdzieś musiało być drugie wejście, które zostało otwarte. Po minucie wstąpiłem na drogę, coś chrupotało z każdym krokiem, włączyłem latarkę i zobaczyłem, że kroczę po ludzkich kościach, smród...on był podobny do tego jakim charakteryzuje rozkładające się ciało. Z trudem powstrzymywałem się od zwymiotowania, szedłem coraz szybciej, żeby przejść tę całą "rozkładnię", potknąłem się i wylądowałem twardo na betonie, ślad ludzkich czaszek i kości, właśnie tu się urywał. Pomieszczenie było okrągłe, prowadziło do niego 8 innych dróg. Na środku stała kolumna, a dookoła niej 4 kolumn długości połowy tej środkowej. Na każdej mieściły się małe drewniane, czarne skrzynki. Kredą były na nich wypisane zapewne to co znajduje się w środku, zapisane były runami, więc zupełnie niczego się nie doczytałem. Obejrzałem je dokładnie, na jednej był znak nieskończoności, otworzyłem ją i zobaczyłem w niej pierścień, z fioletowym kamieniem. 
-Czuję twój zapach...-usłyszałem gdzieś w głębi korytarzy, wyciągnąłem pierścień z podstawki i zacisnąłem go w pięści-... strach i poczucie, że może jednak coś cię uratuje...-zamknąłem skrzynie odstawiłem na miejsce, wsadziłem pierścień na jeden z palców i ruszyłem w stronę korytarza z, którego trafiłem do pomieszczenia-Zabłądziłeś?-usłyszałem za sobą, odwróciłem się, ta blondynka, która przedtem darowała mi życie. Złapała mnie za gardło, w tym momencie myślałem tylko o Avie, o tym czy udało jej sie uciec, lub uniknąć spotkanie z jakimkolwiek wampirem-Nie ładnie tak myszkować, mama cię tego nie nauczyła?-uderzyła mną o ziemię z taką siłą, że myślałem, iż połamała mi wszystkie kości. Teraz myślałem o tym czy pierścień aby na pewno zadziała. Uniosła mnie z powrotem-Nie myśl, że na siniakach się skończy-teraz jednym szybkim ruchem skręciła mi kark.
Perspektywa Avy:
Czekałam na Talyora, dookoła roiło się od suchych i martwych roślin. Czarownice związane są z ziemią, czują każdą żywą roślinę, tutaj tego nie czułam, dobijało mnie to. Od zawsze kochałam przyrodę i to uczucie, każde tchnienie, każdej rośliny. Nagle usłyszałam krzyk.
-Taylor?-pchnęłam drzwi, a one zaskrzypiały-Taylor!-zbiegłam po schodach,przecisnęłam się między kolumnami i zobaczyłam wąski korytarz, ruszyłam nim w głąb katakumb, w pewnym momencie kopnęłam latarkę, podniosłam ją. Na podłodze było pełno kości i czaszek, powstrzymywałam się o wrzasku. Wyczułam obecność, czegoś co już dawno zginęło i właśnie podpija mojego chłopaka.
-Phoematos manex un domo hax fero adiuvex phoematos manex phoematos manex un domo hax fero adiuvex!
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!-wrzasnęła i upadła na kolana-Przestań! Przestań!-zniknęła.
-Taylor!-podbiegłam do jego ciała-Żyjesz?!Taylor!-złapałam go za rękę-Masz pierścień...dobra-otarłam łzy i złapałam za jego nogi-może cię trochę boleć, ale ty i tak teraz tego nie poczujesz-ciągnęłam go za sobą i z trudem wciągnęłam po schodach, potem było już z górki, wsadziłam zwłoki do auta, zabrałam domu. Zostawiłam Sandersa na kanapie i zabrałam się za sajgonki, które mieliśmy zjeść tego wieczoru.
*********************************************************************************
Czytasz=komentujesz!
Daje to motywacyjnego kopa w dupę,więc nie zapomnij!
SoMe&LenaX


Rozdział 30

Perspektywa Thora: 
A taki miałem spokój.Czy Kapitan sam sobie nie może poradzić z tym idiotą Shasą?!Pojawiłem się przy domu jakiś ludzi w Londynie. 
-Jak mogłaś ty suko!-popchnął ją. 
-Ej!Ładnie to nazywać tak dziewczyny?!-pojawiłem się obok nich,użyłem młota,a koleś odleciał parę metrów w tył. 
-Nie masz pojęcia co zrobiła,nie powinno cię to obchodzić-podbiegł do nich w wampirzym tempie -Od dzisiaj,nie jesteś moją siostrą-zniknął. 
-Miło mi-schowałem młot. 
-Ta mnie też-wyciagnęła telefon i wysłała komuś sms. 
-Pewnie nie uwierzysz,że rozmawiasz z Avengersem... 
-Ta,a ty nie uwierzysz,że rozmawiasz z maszyną do zabijania. 
-Wampir czy wilkołak?Może czarownica od Davisa? 
-Bezwzględny krwiopijca-złapała przypadkową dziewczynę-Paraliż od pasa w dół i przekręcenie karku, no i śmierć-wykonała wszystkie ruchy,które opisała. 
-To ja tu ratuję ten wasz żałosny świat,a wy się zabijacie nawzajem? 
-Tak już jest drogi...przepraszam nie usłyszałam imienia.
-Swoją drogą ta dziewczyna była ładna,mógłbym się z nią umówić-zmieniłem temat. 
-I tak jestem od niej ładniejsza-fuknęła i odrzuciła włosy do tyłu-Rebecca jestem-wyciągnęła do mnie rękę. 
-Thor. 
-Ten gościu od młotka,tak? 
-Jeżeli tak chcesz sobie to nazwać to tak.Jestem gość od młotka,a ludzie znają mnie tylko z komiksów i durnych filmów ale nikt nie wie,że tak naprawdę istnieję i jestem w stanie zniszczyć ten świat podobnie jak moi kumple-w moim głosie zabrzmiał wyraz chęci zabicia każdego kto stanie mi na drodze. 
-Powiem ci,że na żywo wyglądasz lepiej niż w komiksie. 
-A ty wyglądasz lepiej,niż te dracule na obrazach.  
-Ta,ma się te urodę.Trzy tysiące lat już za mną. 
-A wy co się tak gapicie?!Młota w życiu nie widzieliście?Wyjazd,już-ludzie rozbiegli się w sekundzie. 
Nagle dostałem wiadomość od Rogersa. 
-Czego on znowu chce?!-zapaliłem się ze złości. 
-Oddychaj,nie chce spłonąć przy tobie żywcem. 
-Po jaką cholerę mieszał się w sprawy z tą gnidą Shasą?!Musi teraz ratować dupę jakiejś lasce i oczywiście potrzebuje mojej pomocy! 
-Olej go,chodź na kawę czy coś.Nie będziesz mu,przecież dupy ratował,namącił niech sam to naprawia. 
-Lubię cię.Ale na kawę raczej nie pójdę...wolę ostrzejsze klimaty.Byłaś kiedyś na środku oceanu podczas sztormu? 
-Nie ale podpaliłam kościół w czasie mszy,ludzie tak śmiesznie z niego uciekali. 
-Sorry obowiązki wzywają-zniknąłem. 
Przebrałem się w ludzkie ciuchy,bo oczywiście ludzie będą patrzeć na mnie jak na debila.Szedłem sobie ulicą i nagle poczułem energię z Asgardu.Popatrzyłem na jakiegoś kolesia,który dziwnym trafem był do mnie łudząco podobny.Muszę go sprawdzić. 
Perspektywa Nialla: 
Dotarliśmy już do Bangkoku,próbę mamy o trzynastej,a koncert o osiemnastej.Postanowiłem,że zaproszę Alicię na randkę.Zapukałem do jej pokoju. 
-Mogę wejść? 
-Cześć,jasne. 
-Wieczorem mamy koncert ale tak sobie pomyślałem...ty+ja+plaża=randka. 
-Hmmm,dlaczego plaża mnie nie zaskoczyła?-zaśmiała się. 
-Bo to Bangkok. 
-Daj mi 10 minut. 
-I tak ładniejsza już nie będziesz-złapałem ją za rękę i wybiegliśmy z hotelu. 
Po drodze zaatakowali mnie fani ale uciekłem im.Dotarliśmy już na plażę.
-Co robimy? 
-Czujesz to? 
-Nie...,a co? 
-Zapach wody,piasku-upadła na piasek wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
-Kocham to. 
-No tak jesteś syreną,głupek ze mnie. 
-Ale uroczy głupek-zaśmiała się i przekręciła na brzuch.Podparła ręką twarz,a drugą zaczęła rysować coś w piasku. 
-Co rysujesz? 
-Nic konkretnego,hah jak byłam mała siedziałam z mamą na plaży i odciskałyśmy muszelki w piasku. 
-Aaa,jak ja byłem mały to sypałem piaskiem innym plażowiczom w oczy.A oni mnie przeklinali i uciekałem.
-Brawo,debilu. 
-Obrażam się-odwróciłem się do niej plecami. 
-Okres masz?Daj spokój,kupię ci loda. 
-Dobra,ale chcę truskawkowo-czekoladowo-miętowego dużego loda,w chrupiącym wafelku z bitą śmietaną,posypką i wisienką. 
-Ty zapraszasz na randkę,ty stawiasz. 
-Nie powiem z czym mi się skojarzyło-wybuchłem śmiechem. 
-Zboczeniec-zaśmiała się. 
-Cześć ty jesteś Alicia?-nagle na horyzoncie pojawiła się niska brunetka. 
-Tak,coś si... 
-Potrzebuję twojej pomocy!Mój brat umiera,a ty jesteś syreną prawda?Proszę pomóż mi! 
-A kim jest twój brat,że tak spytam? 
-Avengersem,słuchaj jeśli on umrze,nie wybaczę sobie tego. 
-Avengers?Hahahaha,fajny żart. 
-Zamknij się!-wrzasnęła i odepchnęła mnie,swoją mocą. 
-O ja pierdziele,znam cię z komiksów!Jesteś Scarlett Witch? 
-Albo Wanda,jak kto woli,to co pomożesz mi?-skierowała te słowa w stronę Alicii. 
-Tak.
Perspektywa Diany:
Wstałam dość wcześnie i rzuciła mi się w oko najnowsza gazeta.Farley O'Hara jest szukana przez FBI?!Ubrałam się w to:
i wybrałam jej numer.
-Farley?!
-Tak.
-Oglądałaś może wiadomości czy gazety?
-Tia,ta mała powiedziała tym dziwakom,a oni uwierzyli.
-Dziwakom?FBI cię szuka!
-Dziwakom,kto wierzy w wampiry?
-Ja.
-Najwy...-usłyszałam trzask szkła.
-Farley O'Hara?
-Tak.
-Pójdzie pani z nami-rozłączyła się.
-Mówiłam!
-Co znów?-do pokoju wszedł Zayn.
-Jadę do Nowego Yorku.
-Jak?
-Normalnie,wracam na koncert-wzięłam rzeczy,sprawdziłam samolot i pobiegłam na lotnisko.
Gdy dotarłam do miasta,udałam się do jednostki FBI.
-Czegoś pani szuka?
-Diana Davis,dziennikarka BBC News,jestem służbowo,muszę zadać Farley O'Harze parę pytań.
-Dobrze,ale tylko na chwilę.
Weszłam do jej celi.
-Mówiłam ci,ale robiłaś sobie ze mnie jaja.
-Nic na mnie nie mają.
-Gdyby tak było to byś tu nie siedziała,wśród kołków i verbeny.
-Osłabia moją moc,nie wydostanę się za pomocą wampirzej siły,a proces usychania trwa od 1 miesiąca bez soku.
-Udawaj,że robię z tobą wywiad bo ten gościu się gapi.A co jeśli zaczną robić na tobie testy i serio coś znajdą?Oni nie są tacy głupi,widocznie znają się na wampirach.
-Wiesz internet jest skarbnicą wiedzy.
Nagle zadzwonił mój telefon.Myślałam,że to Malik.
-Ja pierdziele tak się stęsknił?!-wyłączyłam telefon-Nie pytaj.Uroki bycia dziewczyną Malika.
-Uhuhu długo mnie nie było?

-On jedyny uważa,że mam coś takiego jak uczucia.
-Dzięki-fuknęła.
-Nie udawaj,słyszałam jak rozmawiałaś z Rogersem."Diana i wrażliwość?Nie rozśmieszaj mnie" -Nie ma człowieka,bez uczuć,nawet nadistoty.
-Nie jestem człowiekiem,ani nadistotą.Jestem suką i każdy o tym wie.
-Nie będę cię przekonywać,że jest inaczej,bo i tak to do ciebie nie dotrze.Ale jesteś wrażliwa i jak chcesz to nawet życzliwa i uprzejma.
W pewnej chwili ścianę rozwaliła Natasha i powaliła ochroniarzy.
-Potrafisz łaskawie odebrać telefon?!-warknęła na mnie.
-Taa kurwa,a od kiedy to Czarna Wdowa korzysta z telefonu?
-FBI wie nie tylko o wampirach,ale o czarownicach także.Cendric puścił farbę do jakiegoś typka.Albion został zabrany do więzienia,nie wiem którego ale musimy się stąd zabierać.
-Chodź-złapałam blondynkę za rękę.
Nagle jakiś ochroniarz strzelił w stronę Farley,jakiś idiota bo na wampy kule nie działają,ale oberwałam ja.
-Chcesz krwi?
-Nie,jak mam zdychać lepiej teraz.
-Uśmierzy ból.
-Trudno.Ona też oberwała i żyje.
-Taaa,kule Cendrica są serio mocne.A teraz zabieramy się.
Pojawiliśmy się niedaleko Statuy Wolności.
-Dajcie spokój.Mam rozwiązanie.Jakiś czarownik odbierze mi moc i po sprawie.
-Twoja moc jest potężna,gdybyś chciała mogłabyś zniszczyć ten świat.
-Mam to w dupie,nie chcę mocy.
-Cendric chce zawładnąć światem,Albiona zabrali.Zostajesz z nami,a ty lepiej znikaj zanim FBI cię sprzątnie.
-Muszę czekać,aż moc się zregeneruje,to nie jest takie proste.
-Powiedz Zaynowi gdzie jestem.
-Chyba śnisz.
-Zamknij się Romanoff.On musi wiedzieć,najwyżej nie uwierzy,ale MUSI wiedzieć.Powiesz mu?
-Tak.
-Jest w Bangkoku,hotel Viva Sta,pokój 125,zrób to przed koncertem.
-Dobra.
-Witam drogie panie.
-Cześć Salvatore,dłużej się nie dało?
-Wiesz korki-zaśmiał się.
-Jak nie wrócę,to oznacza,że nie żyję.
-Przyjdziemy na pogrzeb,chodź Far.
-Rogers,Stark i Thor już są w umówionym miejscu,spadamy-pojawiłyśmy się w bazie Avengersów.
-Starka i Thora chyba jeszcze nie znasz.
-Znam,z komiksów-zakpiłam.
-Ha,ha,ha.
-Dobra.Cendric chce nas zabić,a Albiona złapali.Ale my...zniszczymy go pierwszego.
Perspektywa Kaia:
Christoff,strasznie chce przeprosić tę laskę z klubu,chyba mój braciszek się zakochał.Najgorsze jest to w kim się zakochał.Farley jest narzeczoną Klausa,w trakcie swojego życia pomogłem uciec Katherinie i dla Mikaelsona to jest zadrada,słusznie,szczerze?Nie chcę się na niego natknąć. Zabrałem brata i wróciliśmy do Norwegii,odpuścił sobie polowanie na moją głowę,a skoro jestem w Londynie,ma mnie jak na talerzu.
-Ej gościu,nie jesteś czasem z Asgardu?-zaczepił mnie jakiś koleś.
-Nie?
-Serio,masz w sobie energię stamtąd.
-Hahah śmieszny jesteś.
-Serio?-wyjął młot,walnął nim o ziemię i rozległ się niesamowity huk-Nadal jestem ''śmieszny''?
-Dobra, nie ważne, nara.
-Żadne nara,jak jesteś z Asgardu to idziesz ze mną-złapał cię za ramię.
-Gościu, zostaw mnie nawet nie wiem co to jest Asgard!
-Będziemy w niej za 1,2,3...-pojawiliśmy się w jakimś dziwnym miejscu
-Gdzie my jesteśmy?
-W Asgard.
-Dobra, teraz wiem co to jest, ale po co tu jesteśmy?
-Skoro jesteś stąd,trzeba ustalić ktoś ty.
-Nie jestem stąd.
-Doprawdy?Nie kłóć się z przyszłym królem.
-Nie jestem stąd.
-Jesteś.Nie powtarzaj się,brzmisz jakby cię ktoś nakręcił.Ja mówię,że jesteś i koniec.
-Ta,mogę wrócić do Londynu?Śpieszy mi się.
-Nie.-znaleźliśmy się w pałacu
-Porywanie ludzi jest karalne-fuknąłem.
-Jak cię fuknę to nie wstaniesz!
-Nie bądź taki agresywny.
-Cisza!-podszedł do mnie król-Ktoś ty?
-Saltzman.
Popatrzył mi w oczy,nie ukrywam,trochę mnie to skrępowało,tylko dziewczyny to robiły...
-Kai!Boże,to ty!-uścisnął mi dłoń.
-Ha...haha...kim jesteś?
-Odyn,debilu.
-Emm,Thor to jest twój brat Kai.Myślałem,że zginąłeś na wojnie!
-Ta-podrapał się po głowie.
-Nie wierzysz?Daj tu rękę-wskazał na jakiś panel w ścianie
-Spoko,co mi szkodzi-wykonałem jego polecenie.
-Mówiłem,że jesteś moim synem.
-Kiedy?
-Przed chwilą.
-Mój ojciec zginął na raka,trzy lata temu-powiedziałem zmieszany.
-Jeżeli on ma być częścią mojej rodziny,to ja się z niej wypisuje.
-Ja też,mogę?
-Wypluj te słowa!-zapalił się ze złości.
-Nigdy.-zniknął
-No to chyba na mnie pora,gdzie jest wyjście?-nadal próbowałem się stamtąd wymiksować.
-Nie ma wyjścia-pojawił się jakiś koleś-Jaki paszczur,mogę go zabić?-zakpił.
-Jeśli tak stąd wyjdę, to jasne-drążyłem temat, to wszystko było takie dziwne,jestem wilkiem z Norwegii,a nie bogiem z Asgardu,ale ta sytuacja jest dość intrygująca.
-Loki,lepiej znikaj!Co was dziś trafiło?
-O Thor się wkurzył?Pewnie poleciał do tej swojej laski.
-Laski?!
-To ty nie wiesz?Ma dziewczynę,tam na Ziemi.Ładna,ale zabiłbym ją,jak każdego.
-CO?!WYDZIEDZICZAM GO!
-Hahaha,hej bracie-zwrócił się do mnie.
-Nie jestem twoim bratem-za swojego brata uznaję tylko Christoffa,na pewno facet,którego poznałem trzy minuty temu nim nie będzie.
-Serioo,ojciec może jest wnerwiający,ale nie jest głupi,zna się na rzeczach.
-Nie wiem jak,ale jestem z tej rodziny,nie podoba mi się to za bardzo,mogę wrócić na ziemię?
-Nie wiem,radź sobie sam,ja idę knuć plany zagłady-zniknął.
-Wybacz,że to tak wyszło,jak spotkasz gdzieś Thora,powiedz mu,iż ma niezwłocznie się tu zjawić.
-Spoko.
Nagle pojawiłem się na środku ulicy.W tłumie wypatrzyłem zdezorientowanego Christoffa i podbiegłem do niego.
-Cześć,długo czekałeś?
-Nie-odpowiedział-Chodźmy już lepiej do Farley.
-Dobry pomysł-odeszliśmy od tego dziwnego miejsca, do którego nie zamierzam wrócić.
******************************************************************
Czytasz=komentujesz
SoMe&LenaX



niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 29

Perspektywa Taylora:
Po całym zdarzeniu długo nie mogłem zasnąć. Zerwałem się z łóżka i jeszcze raz wysypałem zawartość koperty na biurko, tym razem w moim prywatnym gabinecie. Teraz wyleciał z niej przedmiot, wyglądał na naszyjnik, wisiorek, obracałem go między palcami i oglądałem z każdej strony. Złapałem kartkę zatytułowaną "Naszyjnik" i rozwinąłem ją.
"Ostatnia ofiara miała na szyi ten naszyjnik,był na nim kawałek spalonej jakby skóry.Fioletowy kamień, przypominał mi kolorem pewien kwiat po długich poszukiwaniach znalazłem informacje na ten temat. Verbena-osłabia wampirzą moc,pali ich skórę i chroni przed hipnozą.Z informacji,które uzyskałem od tajemnego informatora dowiedziałem się trochę na temat wampiryzmu. Słońce ich pali, jednak czarownice postanowiły im pomóc i skonstruowały specjalne przedmioty, chroniące przed promieniami UV. Zwykle to pierścionek lub naszyjnik, czasami bransoletka. Są osłabiani przez wcześniej wymienione kwiaty, nienawidzą słońca i piją krew by przetrwać. Jeszcze jedno...pierścień, który chroni ludzi przed śmiercią z rąk nadprzyrodzonej istoty, jest w skrzyni, pod katakumbami Mikaelsonów...Klaus i jego rodzeństwo, tylko oni mają klucze, póki co nie udało mi się ich od nich dostać...on, Klaus, jest jakiś dziwny, podejrzewam, że jest jednym z nich, z wampirów..."-tutaj kartka została przerwana na pół. Tak, miałem ten naszyjnik w kopercie, a ją przy sobie, dlatego nie udało jej się zmusić mnie do tego, żebym zapomniał o zdarzeniu.A to co wypadło z jej kieszeni, tak teraz coś sobie przypominam, coś wypadło z jej kieszeni. Coś złotego, błyszczącego, dopiero teraz przypominam sobie, że coś takiego było. Zerwałem się z krzesła, naciągnąłem na siebie kurtkę i pobiegłem do miejsca, w którym zostałem zaatakowany. Wyciągnąłem telefon i poświeciłem nim sobie, szukałem, miałem wrażenie, że wymacałem każdy skrawek podłoża, aż w końcu wymacałem coś znajomego, tak to klucz.Jeśli to jest jej to tu wróci, zabije mnie, wiem, że na co dzień jestem dość odważny, ale i za młody na śmierć.W pośpiechu wróciłem do domu, nawet w nim nie czułem się już bezpiecznie.
Rzuciłem klucz na biurko,zaparzyłem sobie kawę i postanowiłem przeczytać wszystkie,zapiski Paula.
Perspektywa Diany:
Mało pamiętam z wczoraj.Z początku impreza wydała się nudna,ale po 23 rozkręciło się na maksa.Jedyne co kojarzę to chwile z Zaynem.Tego nie da się zapomnieć...Bosh co się ze mną dzieje?!Musieliśmy wstać o czwartej rano,a godzinę wcześniej wróciliśmy z klubu,więc trochę słabo.Na lotnisku poszłam w stronę toalet,a tam zastałam Natashę.
-Czego wy znowu chcecie?Zaczęło się powoli układać,a ty mi pewnie powiesz,że ojciec gdzieś tu jest.
-Dostaliśmy wiadomość od Albiona.
-Wolałabym nie czytać.
-Jak chcesz.Jakby co jesteśmy w Nowym Yorku,w naszej bazie.
-Okej,raczej nie zajrzę.
Rudowłosa zniknęła w mgnieniu oka,aby przypadkiem ktoś jej nie zobaczył.Od wczoraj media huczą o istnieniu Avengersów.
-Ładna-rzucił Zayn.
-Toaleta męska jest w drugą stronę,a ta laska nie jest dla ciebie.
-Zazdrosna?
-Może-posłałam mu oczko i poszłam do reszty.
Mam nadzieję,że Farley da mi spokój,bo jak kolejny raz zobaczę ryj tej świni to się chyba powieszę.
-No mała jutro w Bangkoku jest gala nagród,idziesz ze mną?-spytał zawadiacko Styles.
-Mała to jest twoja pała.
-Ona idzie ze mną-Malik zaczął się przymilać.
-A co wy parą jesteście?
-Tak,bo co?
-Louis!Idę już na samolot do Londynu-krzyknęła Eleanor.
-Czekajcie,muszę się pożegnać z El.
-Dobra.
Kiedy Tomlinson już to załatwił,weszliśmy na pokład samolotu.Usiadłam sama ale Zayn musiał się dosiąść.
-Unikasz mnie moja droga.
-Tak.Usiadłeś tu specjalnie.-warknęłam
-Uwielbiam jak się wkurwiasz.
-Spierdalaj-zaczęliśmy się nawalać.
Nagle dostałam wiadomość z jakiegoś dziwnego numeru.
-Czekaj.
Nadawcą był mój tatusiek.
''Gdybyś nie była wredną suką bez uczuć...ten obrazek miałby miejsce w twoim życiu''
-Taa ciekawe,może w grobie-tak się wściekłam,że wywaliłam telefon przez okno w samolocie.
-Zwolnili cię czy co?
-Może.Telefon się odkupi.Mam pytanie.
-Jakie?
-Jestem wredną suką bez uczuć?
-Nie.
-Kłamiesz.Nawet moja była przyjaciółka twierdziła,że nie mam czegoś takiego w sobie jak wrażliwość czy współczucie.
-To prawda,zrobiłaś się wredna od kąt Perrie i Stephan nas porwali ale nie jesteś suką.Jesteś moją dziewczyną.A jeśli ona tak mówi to znaczy,że nie była twoją przyjaciółką.Choć przyznaję,lubię jak się na mnie wkurwiasz-rozwalił mi fryzurę.
-Uważaj,Liamowi zostało jeszcze trochę tej farby.
-Jak to zrobisz to obudzisz się łysa.
-Ojej,jak się boję.
-AAAAAAAAAAAAAAAAA!!-stewardessie upadła łyżeczka,tuż obok Liama.
-Zabierz,to pani!
-Fobię pan ma?
-TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAKKKKKKKKKKKKKKK!
Cały samolot wybuchł śmiechem,nie dziwię się.Gdy dotarliśmy na miejsce było mega gorąco,chyba z czterdzieści stopni.
-Boże,jak gorąco-lamentował Niall.
-Jak dla mnie git,fale na mnie już czekają.
-Taa...-nagle zobaczyłam postać podobną do Albiona-widziałam go pierwszy raz w życiu,więc nie byłam pewna czy to on.
Podbiegłam do niego.
-Co ty tu robisz?
-Nie chciałaś mojej wiadomości.
-Tak,i co z tego?
-Chcesz mieć normalne życie?Gdy inny czarnoksiężnik odbierze ci moc,Cendric cię nie zabije.Przemyśl to-zniknął.
Cały czas słyszałam jego wypowiedź w głowie-''Cendric cię nie zabije'.
Perspektywa Nelly:
Nie dość,że muszę być w tej cholernej trasie Gówno Direction,to jeszcze moja nauczycielka jest mega pojebana.Oni sobie idą na miasto,a ja uczę się pieprzonej matmy.
-Zrób 34 zadanie,a ja zaraz wracam-chrząknęła i wyszła z pokoju.
Zajebiście,mam trochę czasu,żeby zwiać.Ubrałam się w to: i wyszłam z hotelu.Po drodze zwinęłam komuś stówę i poszłam do Subwaya.
Gdy wracałam,weszłam do jakiegoś ciemnego zaułka w,którym widać było jakiegoś dziwnego gościa.Jak to ja-zaczęłam go podsłuchiwać.
-Farley,Farley,Farley O'Hara.
-Aha?
-Słyszałaś już najnowsze wieści?
-Nie.
-Moja córka za dokładnie dwie minuty popełni samobójstwo,jak myślisz w jaki garnitur mam się ubrać na pogrzeb?
Rozłączyła się,a on ponownie zadzwonił.
-Proponowałbym czerwone kwiaty na grób.Już to widzę.Diana Mary Davis-wierna rodzina.Przyjaciół z tego co wiem to ona nie miała.
Kolejny raz się rozłączyła.Gościu wypowiedział jakieś słowa,a na ziemi pojawiło się zmasakrowane ciało tej szmaty.Następnie wybrał jakiś numer.
-Mam dla ciebie transmisję na żywo-pokazał kamerką zwłoki tej laski.
Po drugiej stronie usłyszał tylko szloch.
-Jeszcze minutę temu by żyła.Było się nie rozłączać.
- Ciesz się,że nie umiesz czytać w,myślach,dobrze wiesz,że zmusiłeś mnie,wyciągnąłeś to co dla mnie najważniejsze.
-Czarnoksiężnicy potrafią wszystko.
-OJCIEC?!-pojawiła się Diana z całym zespołem.
-Nienawidzę cię Cedric,zmusiłeś mnie do wbicia,noża w plecy przyjaciółce,gdyby nie hipnoza Shasy to nigdy bym się nie zgodziła,czuje się jak zdrajca,czuje do siebie samej obrzydzenie-telefon był na głośno mówiącym,było słuchać że blondynka,wykrzykuje te słowa przez łzy,następnie było słychać tylko dźwięk rzuconej słuchawki.
-Ojej,zobaczymy się jeszcze córeczko-zniknął,a wraz z nim hologram.
-Co to był za koleś?-syknął Horan.
-Jej ojciec i czarnoksiężnik,głuchy jesteś?!
-Nelly,nie wtrącaj się.
-Jej ojciec,druga najbardziej znienawidzona przeze mnie osoba która zmusiła,mnie abym wbiła nóż w plecy przyjacióe przepraszam Popełniam błędy ale gdy przepraszam mówię serio.
-Jestem wredna ale,gdy się wkurwiam mówię serio.-syknęła
-Mów co chcesz,znam cię na wylot i wiem,że chociaż jakaś najmniejsza cząstka ciebie chce mi wybaczyć -Mam ten wylot gdzieś.Żałuje,że mnie wtedy nie zabił,przynajmniej nie patrzyłabym na twój kłamliwy ryj! -Przepraszam.
-Kłótnia szmat,robi się ciekawie-dodałam.
-Zamknij mordę.Wybaczę ci,ale,gdy jeszcze raz wydasz mnie temu zdechłemu szczurowi-nie istniejesz dla mnie.
-Dzięki-zniknęła.
-Ludzie od tak nie znikają.
-Co ty tu robisz?!Uciekłaś nauczycielce,zgadza się?!
-Tak uciekłam i mam was w dupie!-wrzasnęłam i podbiegłam w stronę miasta.
Nie znam Bangkoku ale trudno.Najwyżej się kogoś okradnie.Nagle wpadłam na przyjaciółkę tej szmaty.
-Ooo znowu ty.
-Patrzcie spostrzegawcza jesteś.
-Mam dla ciebie propozycję.Skłócisz One Direction.
-Nie.
-W takim razie rozjebę twojej przyjaciółce życie.Ona w końcu nie wytrzyma i sięgnie po żyletkę.
-To już nie jest moja sprawa.
-Skoro tak...ciekawe co powie,gdy dowie się,że jej przyjaciółka chciała zabić kuzynkę jej byłego chłopaka i obecnego przyjaciela.Chyba tak łatwo ci tego nie wybaczy,jak przed chwilą.
-Gówniara nie będzie mi grozić.
-Doprawdy?-wyjęłam komórkę i wybrałam numer Liama.
-Liam..bo...bo ta cała przyjaciółka Diany...-popatrzyłam na nią.
Zakryłam na chwilę słuchawkę.
-To jak będzie?Rozpierdzielasz 1D czy swoją przyjaźń?
-Włącz głośnomówiący,jestem ciekawa jak zareaguje na wieść,że wampir zaatakował jego kuzynkę. Otworzyłam usta ze zdziwienia.
-No mów,czekam.
-Kiedy świat się o tym dowie...media pokochają mnie za tego newsa!
-Kto uwierzy obłąkanej gówniarze?
-Wampir,wampir,wampir...,a co on mi może zrobić?
-Poczytaj w necie,nara-zniknęła.
Miała pecha bo od początku naszej rozmowy miałam włączony dyktafon.Od kąd wywalili mnie ze szkoły-zawsze to robię.Gdy dam tą informacje do prasy-wybuchnie chaos.Jak mi nie uwierzą,dam dowody,a jak one nie zadziałają,zapłacę.Ta szmata pożałuje,że nazwała mnie gówniarą,a zespół mojego kuzyna rozpierdzieli się szybciej,niż ustawa przewiduje.Jedno wiem-muszę działać potajemnie.
********************************************************
Czytasz=komentujesz. To bardzo motywuje ;)
SoMe&LenaX