środa, 20 maja 2015

Rozdział 30

Perspektywa Thora: 
A taki miałem spokój.Czy Kapitan sam sobie nie może poradzić z tym idiotą Shasą?!Pojawiłem się przy domu jakiś ludzi w Londynie. 
-Jak mogłaś ty suko!-popchnął ją. 
-Ej!Ładnie to nazywać tak dziewczyny?!-pojawiłem się obok nich,użyłem młota,a koleś odleciał parę metrów w tył. 
-Nie masz pojęcia co zrobiła,nie powinno cię to obchodzić-podbiegł do nich w wampirzym tempie -Od dzisiaj,nie jesteś moją siostrą-zniknął. 
-Miło mi-schowałem młot. 
-Ta mnie też-wyciagnęła telefon i wysłała komuś sms. 
-Pewnie nie uwierzysz,że rozmawiasz z Avengersem... 
-Ta,a ty nie uwierzysz,że rozmawiasz z maszyną do zabijania. 
-Wampir czy wilkołak?Może czarownica od Davisa? 
-Bezwzględny krwiopijca-złapała przypadkową dziewczynę-Paraliż od pasa w dół i przekręcenie karku, no i śmierć-wykonała wszystkie ruchy,które opisała. 
-To ja tu ratuję ten wasz żałosny świat,a wy się zabijacie nawzajem? 
-Tak już jest drogi...przepraszam nie usłyszałam imienia.
-Swoją drogą ta dziewczyna była ładna,mógłbym się z nią umówić-zmieniłem temat. 
-I tak jestem od niej ładniejsza-fuknęła i odrzuciła włosy do tyłu-Rebecca jestem-wyciągnęła do mnie rękę. 
-Thor. 
-Ten gościu od młotka,tak? 
-Jeżeli tak chcesz sobie to nazwać to tak.Jestem gość od młotka,a ludzie znają mnie tylko z komiksów i durnych filmów ale nikt nie wie,że tak naprawdę istnieję i jestem w stanie zniszczyć ten świat podobnie jak moi kumple-w moim głosie zabrzmiał wyraz chęci zabicia każdego kto stanie mi na drodze. 
-Powiem ci,że na żywo wyglądasz lepiej niż w komiksie. 
-A ty wyglądasz lepiej,niż te dracule na obrazach.  
-Ta,ma się te urodę.Trzy tysiące lat już za mną. 
-A wy co się tak gapicie?!Młota w życiu nie widzieliście?Wyjazd,już-ludzie rozbiegli się w sekundzie. 
Nagle dostałem wiadomość od Rogersa. 
-Czego on znowu chce?!-zapaliłem się ze złości. 
-Oddychaj,nie chce spłonąć przy tobie żywcem. 
-Po jaką cholerę mieszał się w sprawy z tą gnidą Shasą?!Musi teraz ratować dupę jakiejś lasce i oczywiście potrzebuje mojej pomocy! 
-Olej go,chodź na kawę czy coś.Nie będziesz mu,przecież dupy ratował,namącił niech sam to naprawia. 
-Lubię cię.Ale na kawę raczej nie pójdę...wolę ostrzejsze klimaty.Byłaś kiedyś na środku oceanu podczas sztormu? 
-Nie ale podpaliłam kościół w czasie mszy,ludzie tak śmiesznie z niego uciekali. 
-Sorry obowiązki wzywają-zniknąłem. 
Przebrałem się w ludzkie ciuchy,bo oczywiście ludzie będą patrzeć na mnie jak na debila.Szedłem sobie ulicą i nagle poczułem energię z Asgardu.Popatrzyłem na jakiegoś kolesia,który dziwnym trafem był do mnie łudząco podobny.Muszę go sprawdzić. 
Perspektywa Nialla: 
Dotarliśmy już do Bangkoku,próbę mamy o trzynastej,a koncert o osiemnastej.Postanowiłem,że zaproszę Alicię na randkę.Zapukałem do jej pokoju. 
-Mogę wejść? 
-Cześć,jasne. 
-Wieczorem mamy koncert ale tak sobie pomyślałem...ty+ja+plaża=randka. 
-Hmmm,dlaczego plaża mnie nie zaskoczyła?-zaśmiała się. 
-Bo to Bangkok. 
-Daj mi 10 minut. 
-I tak ładniejsza już nie będziesz-złapałem ją za rękę i wybiegliśmy z hotelu. 
Po drodze zaatakowali mnie fani ale uciekłem im.Dotarliśmy już na plażę.
-Co robimy? 
-Czujesz to? 
-Nie...,a co? 
-Zapach wody,piasku-upadła na piasek wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
-Kocham to. 
-No tak jesteś syreną,głupek ze mnie. 
-Ale uroczy głupek-zaśmiała się i przekręciła na brzuch.Podparła ręką twarz,a drugą zaczęła rysować coś w piasku. 
-Co rysujesz? 
-Nic konkretnego,hah jak byłam mała siedziałam z mamą na plaży i odciskałyśmy muszelki w piasku. 
-Aaa,jak ja byłem mały to sypałem piaskiem innym plażowiczom w oczy.A oni mnie przeklinali i uciekałem.
-Brawo,debilu. 
-Obrażam się-odwróciłem się do niej plecami. 
-Okres masz?Daj spokój,kupię ci loda. 
-Dobra,ale chcę truskawkowo-czekoladowo-miętowego dużego loda,w chrupiącym wafelku z bitą śmietaną,posypką i wisienką. 
-Ty zapraszasz na randkę,ty stawiasz. 
-Nie powiem z czym mi się skojarzyło-wybuchłem śmiechem. 
-Zboczeniec-zaśmiała się. 
-Cześć ty jesteś Alicia?-nagle na horyzoncie pojawiła się niska brunetka. 
-Tak,coś si... 
-Potrzebuję twojej pomocy!Mój brat umiera,a ty jesteś syreną prawda?Proszę pomóż mi! 
-A kim jest twój brat,że tak spytam? 
-Avengersem,słuchaj jeśli on umrze,nie wybaczę sobie tego. 
-Avengers?Hahahaha,fajny żart. 
-Zamknij się!-wrzasnęła i odepchnęła mnie,swoją mocą. 
-O ja pierdziele,znam cię z komiksów!Jesteś Scarlett Witch? 
-Albo Wanda,jak kto woli,to co pomożesz mi?-skierowała te słowa w stronę Alicii. 
-Tak.
Perspektywa Diany:
Wstałam dość wcześnie i rzuciła mi się w oko najnowsza gazeta.Farley O'Hara jest szukana przez FBI?!Ubrałam się w to:
i wybrałam jej numer.
-Farley?!
-Tak.
-Oglądałaś może wiadomości czy gazety?
-Tia,ta mała powiedziała tym dziwakom,a oni uwierzyli.
-Dziwakom?FBI cię szuka!
-Dziwakom,kto wierzy w wampiry?
-Ja.
-Najwy...-usłyszałam trzask szkła.
-Farley O'Hara?
-Tak.
-Pójdzie pani z nami-rozłączyła się.
-Mówiłam!
-Co znów?-do pokoju wszedł Zayn.
-Jadę do Nowego Yorku.
-Jak?
-Normalnie,wracam na koncert-wzięłam rzeczy,sprawdziłam samolot i pobiegłam na lotnisko.
Gdy dotarłam do miasta,udałam się do jednostki FBI.
-Czegoś pani szuka?
-Diana Davis,dziennikarka BBC News,jestem służbowo,muszę zadać Farley O'Harze parę pytań.
-Dobrze,ale tylko na chwilę.
Weszłam do jej celi.
-Mówiłam ci,ale robiłaś sobie ze mnie jaja.
-Nic na mnie nie mają.
-Gdyby tak było to byś tu nie siedziała,wśród kołków i verbeny.
-Osłabia moją moc,nie wydostanę się za pomocą wampirzej siły,a proces usychania trwa od 1 miesiąca bez soku.
-Udawaj,że robię z tobą wywiad bo ten gościu się gapi.A co jeśli zaczną robić na tobie testy i serio coś znajdą?Oni nie są tacy głupi,widocznie znają się na wampirach.
-Wiesz internet jest skarbnicą wiedzy.
Nagle zadzwonił mój telefon.Myślałam,że to Malik.
-Ja pierdziele tak się stęsknił?!-wyłączyłam telefon-Nie pytaj.Uroki bycia dziewczyną Malika.
-Uhuhu długo mnie nie było?

-On jedyny uważa,że mam coś takiego jak uczucia.
-Dzięki-fuknęła.
-Nie udawaj,słyszałam jak rozmawiałaś z Rogersem."Diana i wrażliwość?Nie rozśmieszaj mnie" -Nie ma człowieka,bez uczuć,nawet nadistoty.
-Nie jestem człowiekiem,ani nadistotą.Jestem suką i każdy o tym wie.
-Nie będę cię przekonywać,że jest inaczej,bo i tak to do ciebie nie dotrze.Ale jesteś wrażliwa i jak chcesz to nawet życzliwa i uprzejma.
W pewnej chwili ścianę rozwaliła Natasha i powaliła ochroniarzy.
-Potrafisz łaskawie odebrać telefon?!-warknęła na mnie.
-Taa kurwa,a od kiedy to Czarna Wdowa korzysta z telefonu?
-FBI wie nie tylko o wampirach,ale o czarownicach także.Cendric puścił farbę do jakiegoś typka.Albion został zabrany do więzienia,nie wiem którego ale musimy się stąd zabierać.
-Chodź-złapałam blondynkę za rękę.
Nagle jakiś ochroniarz strzelił w stronę Farley,jakiś idiota bo na wampy kule nie działają,ale oberwałam ja.
-Chcesz krwi?
-Nie,jak mam zdychać lepiej teraz.
-Uśmierzy ból.
-Trudno.Ona też oberwała i żyje.
-Taaa,kule Cendrica są serio mocne.A teraz zabieramy się.
Pojawiliśmy się niedaleko Statuy Wolności.
-Dajcie spokój.Mam rozwiązanie.Jakiś czarownik odbierze mi moc i po sprawie.
-Twoja moc jest potężna,gdybyś chciała mogłabyś zniszczyć ten świat.
-Mam to w dupie,nie chcę mocy.
-Cendric chce zawładnąć światem,Albiona zabrali.Zostajesz z nami,a ty lepiej znikaj zanim FBI cię sprzątnie.
-Muszę czekać,aż moc się zregeneruje,to nie jest takie proste.
-Powiedz Zaynowi gdzie jestem.
-Chyba śnisz.
-Zamknij się Romanoff.On musi wiedzieć,najwyżej nie uwierzy,ale MUSI wiedzieć.Powiesz mu?
-Tak.
-Jest w Bangkoku,hotel Viva Sta,pokój 125,zrób to przed koncertem.
-Dobra.
-Witam drogie panie.
-Cześć Salvatore,dłużej się nie dało?
-Wiesz korki-zaśmiał się.
-Jak nie wrócę,to oznacza,że nie żyję.
-Przyjdziemy na pogrzeb,chodź Far.
-Rogers,Stark i Thor już są w umówionym miejscu,spadamy-pojawiłyśmy się w bazie Avengersów.
-Starka i Thora chyba jeszcze nie znasz.
-Znam,z komiksów-zakpiłam.
-Ha,ha,ha.
-Dobra.Cendric chce nas zabić,a Albiona złapali.Ale my...zniszczymy go pierwszego.
Perspektywa Kaia:
Christoff,strasznie chce przeprosić tę laskę z klubu,chyba mój braciszek się zakochał.Najgorsze jest to w kim się zakochał.Farley jest narzeczoną Klausa,w trakcie swojego życia pomogłem uciec Katherinie i dla Mikaelsona to jest zadrada,słusznie,szczerze?Nie chcę się na niego natknąć. Zabrałem brata i wróciliśmy do Norwegii,odpuścił sobie polowanie na moją głowę,a skoro jestem w Londynie,ma mnie jak na talerzu.
-Ej gościu,nie jesteś czasem z Asgardu?-zaczepił mnie jakiś koleś.
-Nie?
-Serio,masz w sobie energię stamtąd.
-Hahah śmieszny jesteś.
-Serio?-wyjął młot,walnął nim o ziemię i rozległ się niesamowity huk-Nadal jestem ''śmieszny''?
-Dobra, nie ważne, nara.
-Żadne nara,jak jesteś z Asgardu to idziesz ze mną-złapał cię za ramię.
-Gościu, zostaw mnie nawet nie wiem co to jest Asgard!
-Będziemy w niej za 1,2,3...-pojawiliśmy się w jakimś dziwnym miejscu
-Gdzie my jesteśmy?
-W Asgard.
-Dobra, teraz wiem co to jest, ale po co tu jesteśmy?
-Skoro jesteś stąd,trzeba ustalić ktoś ty.
-Nie jestem stąd.
-Doprawdy?Nie kłóć się z przyszłym królem.
-Nie jestem stąd.
-Jesteś.Nie powtarzaj się,brzmisz jakby cię ktoś nakręcił.Ja mówię,że jesteś i koniec.
-Ta,mogę wrócić do Londynu?Śpieszy mi się.
-Nie.-znaleźliśmy się w pałacu
-Porywanie ludzi jest karalne-fuknąłem.
-Jak cię fuknę to nie wstaniesz!
-Nie bądź taki agresywny.
-Cisza!-podszedł do mnie król-Ktoś ty?
-Saltzman.
Popatrzył mi w oczy,nie ukrywam,trochę mnie to skrępowało,tylko dziewczyny to robiły...
-Kai!Boże,to ty!-uścisnął mi dłoń.
-Ha...haha...kim jesteś?
-Odyn,debilu.
-Emm,Thor to jest twój brat Kai.Myślałem,że zginąłeś na wojnie!
-Ta-podrapał się po głowie.
-Nie wierzysz?Daj tu rękę-wskazał na jakiś panel w ścianie
-Spoko,co mi szkodzi-wykonałem jego polecenie.
-Mówiłem,że jesteś moim synem.
-Kiedy?
-Przed chwilą.
-Mój ojciec zginął na raka,trzy lata temu-powiedziałem zmieszany.
-Jeżeli on ma być częścią mojej rodziny,to ja się z niej wypisuje.
-Ja też,mogę?
-Wypluj te słowa!-zapalił się ze złości.
-Nigdy.-zniknął
-No to chyba na mnie pora,gdzie jest wyjście?-nadal próbowałem się stamtąd wymiksować.
-Nie ma wyjścia-pojawił się jakiś koleś-Jaki paszczur,mogę go zabić?-zakpił.
-Jeśli tak stąd wyjdę, to jasne-drążyłem temat, to wszystko było takie dziwne,jestem wilkiem z Norwegii,a nie bogiem z Asgardu,ale ta sytuacja jest dość intrygująca.
-Loki,lepiej znikaj!Co was dziś trafiło?
-O Thor się wkurzył?Pewnie poleciał do tej swojej laski.
-Laski?!
-To ty nie wiesz?Ma dziewczynę,tam na Ziemi.Ładna,ale zabiłbym ją,jak każdego.
-CO?!WYDZIEDZICZAM GO!
-Hahaha,hej bracie-zwrócił się do mnie.
-Nie jestem twoim bratem-za swojego brata uznaję tylko Christoffa,na pewno facet,którego poznałem trzy minuty temu nim nie będzie.
-Serioo,ojciec może jest wnerwiający,ale nie jest głupi,zna się na rzeczach.
-Nie wiem jak,ale jestem z tej rodziny,nie podoba mi się to za bardzo,mogę wrócić na ziemię?
-Nie wiem,radź sobie sam,ja idę knuć plany zagłady-zniknął.
-Wybacz,że to tak wyszło,jak spotkasz gdzieś Thora,powiedz mu,iż ma niezwłocznie się tu zjawić.
-Spoko.
Nagle pojawiłem się na środku ulicy.W tłumie wypatrzyłem zdezorientowanego Christoffa i podbiegłem do niego.
-Cześć,długo czekałeś?
-Nie-odpowiedział-Chodźmy już lepiej do Farley.
-Dobry pomysł-odeszliśmy od tego dziwnego miejsca, do którego nie zamierzam wrócić.
******************************************************************
Czytasz=komentujesz
SoMe&LenaX



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz