poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 27

Perspektywa Cendrica :
Mój ojciec to wkurwiający intruz.Znów gdzieś go wcięło.Mało tego nie mogę znaleźć mojej córy.Udałem się do kościoła Shasy.
-Złapałeś O'Harów ?
-Skupiam się na czarownicach, oni są mi potrzebni tak właściwie na koniec.Potrzebna jest mi tylko ich krew. -Wpadłem na genialny plan.
-Jaki znów?
-Farley O'Hara to przyjaciółka mojej córki.Ona może ją złapać.
-Ale tego nie zrobi, to jej przyjaciółka.Nie posłałaby jej na pewną śmierć.
-Zagrozimy,że jeśli tego nie zrobi zabijemy ją,jej dzieci,brata oraz Damona Salvatore.
-Niezły plan,ale sam potrafię ją porwać,już raz to zrobiłem.
-Posłuchaj będzie więcej korzyści.Złapiemy ją,moją córkę i może przy okazji Klausa.
-Wiesz jak trudno jest go dostać? Ba nawet jeśli nam się uda nie ma jak go zabić.Ale plan dobry,czas na wycieczkę na Cross Street.
Pstryknąłem palcami i pojawiliśmy się przed domem Mikealsona.
-Ty to załatw.
-Jakbyś zapomniał o drobnej niedogodności wampirów.
-Wrr.Tutaj kurier czy może pan wpuścić mnie i mojego kolegę?Nie ma nikogo.Czekaj sprawdzę informacje telepatycznie.Ojej dziewczyna wyniosła się do Australii wraz ze swoim bratem.
-Świetnie, mam tam mnóstwo ludzi, ktoś ją w końcu przyprowadzi.-zniknął.
Ten pacan nic nie potrafi zdziałać!Sam złapię Farley i mojego tatuśka.Można liczyć tylko na siebie.Zawsze tak było.Przy okazji dorwę tą rudą małpę i Kapitana Przygłupa.Po chwili pojawiłem się przed domem tej laluni.
-Witam.Jestem Jack Bern,sprawdzam szczelność rur kanalizacyjnych na tej ulicy.
-Aha,ale ja idę do pracy,a siostra ma kaca, nie dało by się przyjść jutro?
-Niestety ale na tej ulicy sprawdzam tylko ja.Jutro będziemy gdzieś indziej.To mogę wejść?
-Dobrze,najwyżej spóźnię się do pracy,proszę wejść.
Popchnąłem chłopaka na podłogę.
-Die Stahltüren und Holz... niemand wird sie schon heute brechen!-drzwi zatrzasnęły się.
-Gdzie jest O'Hara?!Gadaj albo cię zabiję.
Milczał.Zapewne,aby mnie zezłościć.
-Nie chcesz gadać co?!Dobra suń się - odepchnąłem go i jak burza wleciałem do pokoju tej francy.
-Co się dzieje?
-Zgadnij kochaniutka.Mam tu broń,kołek i verbenę,więc nie próbuj sztuczek.
-Nie dotykaj jej-zawarczał Klaus.
-Bo co?Wypowiedziałem sobie zaklęcie nietykalności i nic mi nie zrobisz.
Podbiegł do niej w wampirzym tempie, zakrył własnym ciałem i wyskoczył przez okno.
Pstryknąłem palcami i pojawiłem się obok dziewuchy.Przyłożyłem jej kołek do serca.
-Odejdź 20 kroków albo po niej.
-Nawet nie próbuj.
-Mam do ciebie sprawę moja droga,lecz pierw karz mu odejść albo twój przyjaciel Damon zginie.
-Klaus proszę -odsunął się.
-Złapiesz swoją przyjaciółkę Dianę Davis i przyprowadzisz do mnie.
-Czego od niej chcesz?
-Śmierci,a czego mogę chcieć od własnej córki ?-zaśmiałem się szyderczo.
-Nie ma mowy,już wolę zginąć.
-Doprawdy?A jeśli zginą twoje dzieci,brat,przyjaciele?Jedno życie za,bodajże siedem?Ona i tak cię nienawidzi.
-Nie wolno ci ich ruszyć.
-Jeśli złapiesz moją córkę...włos im z głowy nie spadnie.
-Farley turn it off,turn it off...jest w Londynie z Kapitanem Ameryką.
-Hahaha nie sądzę.Jest w trasie z One Direction.I czego kłamiesz?Masz mi ją sprowadzić do kościoła Shasy.Jutro rano udasz się do Berlinu,do hotelu La Costa i porwiesz ją.
-Turn it off,tak,zrobię to.
-Noi bym zapomniał.Włączyłam sobie podsłuch.Według niej jesteś zakłamaną suką.Taki drobiazg - skłamałem.
Zawarczała,podeszła do drzewa i złamała je w pół.Oj jutro będzie się działo.Czuję to...
Perspektywa Harrego:
Wstaliśmy o trzeciej rano.Uroki jechania w trasę.Z nami leci Eleanor-na jeden koncert,Alicia,którą zaprosił Niall oraz Diana w sprawie napisania reportażu.O czwartej byliśmy już na lotnisku.
-Co się tak na mnie gapicie?
-Znikasz bez śladu,a następnie wracasz jakby nigdy nic,przeprowadzasz się do domu naprzeciwko nas z jakimś lowelasem i to nie jest dziwne? - syknął Zayn.
-To jest mój kolega.Tylko u niego mieszkam,a co zazdrosny?
-Chciałabyś.
-Dobra nie kłóćcie się zaraz mamy samolot.
Oczywiście Horan musiał zająć miejsce obok mnie.Wyjąłem sobie banana i zacząłem go jeść.
-Weź się podziel.
-Nie.
-Ale jestem głodny...-zaczął mnie szarpać.
W pewnej chwili banan wyleciał mi z ręki i upadł na podłogę.Stewardessa poślizgnęła się na nim,przewróciła się i wylała gorącą pomidorówkę na twarz Cowella.
-Wrrrr!!!STYLES!HORAN!
Gdy dotarliśmy na miejsce udaliśmy się do hotelu,rozpakowaliśmy i poszliśmy jeszcze na próbę.
Nastała chwila koncertu.
-Jesteście gotowi?
-A jak?Jesteśmy najlepsi! - wybiegliśmy na scenę.
-Hej Berlin!Dajcie czadu!
-Hey Berlin!Geben rock! -Louis specjalnie nauczył się tych słów po niemiecku,choć najgorzej z nas przyswaja języki.
Rozległ się taki pisk,że prawie ogłuchłem.Nasze fanki są naprawde głośne.
Najpierw zaczęliśmy od "Up All Night".Następnie wykonaliśmy "Fireproof".Na koniec utworu Louis rozsypał piłki kauczukowe po scenie i Horan zaliczył glebę.Gdy już się ogarnął zaśpiewaliśmy "Heart Attack" oraz "Best Song Ever".W trakcie tego Zayn się potknął i popchnął Tomlinsona,Lou przewalił się na Nialla,on na mnie,a ja na Liama.Tylko Malik nie leżał jak żaba.Wybuchł śmiechem wraz z fanami.Później wykonaliśmy "Rock Me","Night Changes","Kiss You,"Over Again","One Thing" i "Girl Almighty".Payne oczywiście musiał dać popisówę.Przy "Steal My Girl" zdjął mi gacie,a Zaynowi wylał wiadro różowej farby na włosy.Oj będzie wpierdziel w hotelu.Przed zaśpiewaniem "You & I" Niall musiał coś ogłosić.
-Tą piosenkę dedykuję pewnej dziewczynie -Alicii Williams.
Wow.Nieźle z jego strony.Na koniec zostało "What Makes You Beautiful". Ten koncert był niesamowity!Następny za dwa dni w Bangkoku.Będzie jazda.
Perspektywa Farley:
Siedziałam na parapecie w otwartym oknie,łzy stróżkami spływały mi z oczu,chłodny,ostry wiatr,dmuchał mi prosto w twarz.Zdradziłam swoją przyjaciółkę,której obiecałam wierność,równie dobrze mogę teraz zginąć.Mogę rozwalić to krzesło i przebić nim sobie serce,jeżeli jeszcze tam jest. Jestem potworem i z krwi i jak się teraz okazuje z charakteru.Usłyszałam tupot nóg biegnących po schodach,chwilę,później hałas otwieranych drzwi.Fala zapachu we mnie uderzyła,zapach kogoś,którego zostawiłam,bo dałam się zahipnotyzować jego durnej siostrze.Myślałam,że nie chce mnie znać,nie chce mnie widzieć,obiecywałam mu miłość,wierność,szczerość i,że nigdy go nie opuszczę.
-Farley?
-Przepraszam-załkałam niczym pies,którym jestem-Nie potrafię się oprzeć hipnozie i dałam się podejść twojej siostrze.Przepraszam.
-Nie przepraszaj,to nie ma sensu.
-Wiesz co nie ma sensu?My,twoje rodzeństwo usiłuje nas rozdzielić,w końcu im się to uda.Nie chcę tego,nie chcę musieć uważać na każdym kroku,żeby nie wpaść na kołek,który przebiłby moje serce,żeby nie wpaść na verbenę czy tojad,wypalający moją skórę i osłabiający moją moc-wyrzuciłam na jednym wydechu-Bardzo cię kocham.-mój głos zaczął się łamać-Ale czas na przerwę-grube łzy spływały po moich białych jak ściana policzkach-Łamię ci serce,łamię je,także sobie,robię to tylko dlatego,żeby czuć się bezpiecznie na ulicach czy w własnym domu-zsunęłam się z parapetu i z trzaskiem zamknęłam okno.Podszedł do mnie,złapał za podbródek,otarł łzy.
-Kiedyś-powiedział zachowując kamienną twarz-Dążyłem do tego byś była szczęśliwa.Jeśli to co teraz chcesz zrobić,sprawi,że taka będziesz,pogodzę się z tym.Ale zawsze będę cię kochał-zniknął. Padłam na kolana,ukryłam twarz w dłoniach,mimo to,moje łzy i tak leciały na panele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz