wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 28

Perspektywa Diany:
Wstałam o ósmej rano.Wczoraj było ostro.Najlepszy był Malik i jego różowe włosy.Ubrałam się w byle co i zeszłam do jadalni.Wychodząc potknęłam się i upadłam na...Zayna!Miał zaiste perfumy.
-Jak łazisz?-pomógł mi wstać.
-To nie ja gadam przez telefon jak babka na poczcie z cztery godziny i nie patrzę przed siebie!
-Zaplanowałaś to,przyznaj się.
-Chyba sobie jaja robisz.
-I tak wiem swoje-puścił mi oczko i poszedł do swojego pokoju.
Co za idiota.Jak ma czelność gadać,że specjalnie na niego wpadłam?!Zjadłam śniadanie i poszłam na miasto.Oczywiście cały zespół miał wywiad itp.Postanowiłam,że rozejrzę się trochę po mieście.Wszędzie ludzie coś jedli,śpiewali albo pili wódkę.Miałam wrażenie,że cały czas ktoś mnie śledził.Nie myliłam się.Nagle ktoś powalił mnie na ziemię.To była...Farley?!
-Co ty odpierdalasz?!
-Ratuję swoją rodzinę.
Postawiła mnie na ziemi,złapała za rękę i momentalnie znalazłyśmy się w kryjówce Shasy.
-Witam moją drogą córeczkę - posadził mnie na krześle.
-Ty pierdolona suko!Wydałaś mnie!Nienawidzę cię!
-Ucisz się już-uderzył mnie w twarz.
-Specjalnie to zrobiłaś.Jesteś zwykłą zdzirą i szmatą!
Ona w odwecie uderzyła pięścią w ścianę i ukruszyła ją,jej oczy zabłysły w krwistoczerwonej barwie, wywaliła na wierzch swoje prawdziwe zęby, zawarczała i zniknęła.
-Gdzie się wybierasz?- pstryknął palcami,a Farley pojawiła się obok niego.
-Nie ładnie mnie ignorować-oblał ją verbeną.
-I tak wiem że muszę zginąć.Więc czego więcej chcesz?Dawno temu uświadomiono mnie,że muszę oblać krwią ołtarz.Nie zamierzam przed tym uciekać.
-Hahaha,ależ ty śmieszna.Gratuluję wydania panny Davis-wyjął broń.
-Czekaj.Mam dla ciebie propozycję.
-Ciekawe jaką.Słucham
-Znajdę dla ciebie Albiona,jeśli mnie nie zabijesz.
-Tylko tyle?Liczyłem na coś ciekawszego-wylał kolejną butelkę verbeny na twarz O'Hary -Jak tam kąpiel moja droga?
-Wspaniale tylko trochę śmierdzi-stała nie wzruszona,podczas,gdy jej skóra z niej schodziła.
-Ojej zgrywamy twardziela?Trudno tobą zajmę się później.Moja droga Diano miło było znów cię zobaczyć ale twój czas już się kończy-oddał strzał ale go uniknęłam.
-Doprawdy?-kopnęłam go,aż się przewrócił.
-Praktyki u rudej szmaty?I tym się różnisz od Albiona.On jest tchórzem i ucieka,a ty walczysz.
-No widzisz.A ty co się gapisz zdrajczynio?
-A co mam innego robić?Nie jestem zdrajcą,kiedy ratuję swoją rodzinę.
-Nie no w ogóle!Jesteś zwykłą szmatą i tchórzem!
-Jeśli by cię nie zabił,zabiłby siedem niewinnych osób.
-Zajebiście ale gówno mnie to obchodzi.Nie zbliżaj się do mnie.Gdybym mogła cofnąć czas albo bym cię nie poznała albo zostawiła w tym kościele abyś zdechła!
-Widzisz tylko czubek swojego nosa,wiesz?Zawsze się o ciebie martwiłam i próbowałam ci pomóc,w każdej sytuacji,a ja dla ciebie byłam tylko zwykłą suką i szmatą.
-Pomóc?Wydaniem mnie na śmierć ojcu nazywasz pomocą?On i tak zabije twoje dzieci i brata.
-Ja i mój brat musimy zginąć, a moje dzieci?I tak już dla mnie zginęły.
-Hahaha popatrzył bym na to dłużej ale obowiązki wzywają-złapał mnie za włosy i powalił na ziemię -Żegnaj Diano Mary Davis.
W pewnej chwili przez okno wpadł Steve i Natasha.
-Znów wy?!-wymachiwał bronią jak opętany.
Kapitan zaczął go okładać pięściami,a do mnie podbiegła Wdowa.
-O'Hara idziesz z nami czy przeciwko nam?
Zmierzyła ją wzrokiem i zniknęła.
-Gdzie my w ogóle się przenosimy?
-Zobaczysz za trzy,dwa,jeden...-pojawiliśmy się na szczycie wieżowca w Nowym Yorku.
-Co?!Niby tutaj ma być bezpiecznie?!-popatrzyłam w dół.
-Spokojnie jak spadniesz jedna rada.Łap się wszystkiego.
-I to ma mi pomóc?!
-No,no teraz to jeszcze łatwiej będzie was zdjąć-pojawili się Shasa i mój ojciec.
W dole pojawiło się mnóstwo ludzi z kamerami.Już czuję sensację na przyszłe dwa dni.
-To chyba koniec tej trasy-wyjął broń.
-Jeśli twojej to się zgadzam.
-Powiedzmy sobie Adios-zaczął strzelać.
Kapitan odbił każdy strzał,a Cendric robił się coraz bardziej nerwowy.
-Nie kulami?To grawitacją-podbiegł do mnie i zepchnął z krawędzi budynku.
Złapałam się jakiegoś pręta.Myślałam,że już po mnie.Usłyszałam jak Natasha biła się z moim ojcem,a Ameryka próbował zająć czymś wampira.Usłyszałam strzał i krzyk Romanoff.Podszedł do mnie mój tatusiek.
-A ty wciąż walczysz co?Nie zmarnuję tyle czasu na resztę,co na ciebie.
-Jesteś okropnym mordercą i uzurpatorem.
-Życie.A teraz powiedz ostatnie słowo.
-Chciałbyś.
-Tak,chciałbym-kopnął pręta,a ja go puściłam.
Myślałam,że już zginę,a przez głowę przeleciało mi tysiące myśli.W ostatniej chwili złapał mnie Steve.
-''Łap się wszystkiego'',a co jeśli puścisz się tego co złapałeś?!
-Albo zginiesz...albo złapie cię Kapitan Ameryka.
-Super.
Na krawędzi pojawił się ojciec.
-Jak trudno was zabić-zaśmiał się.
-Rzuć mnie.
-CO?!
-To co słyszysz!
 Podrzucił mnie do góry,a ja kopnęłam ojca,który spadł z budynku.Shasa zaśmiał się i zniknął.Spojrzałam w dół,lecz nie było tam ciała tatuśka.Pewnie przeżył.
-Moglibyście mi łaskawie pomóc?!-warknęła Natasha,która oberwała kulą w ramię.
-Nie ma to jak nawalać się z Cendricem?
-Gdybym go nie zatrzymała szybciej by cię zrzucił,a ty byś zginęła.Coś jeszcze?!
-Hahaha-pomógł jej wstać.
-Sądzę,że na jakiś czas Davis zniknie.Po takiej akcji raczej szybko nie wróci.Lepiej chodźmy już,bo na dole lęgnie się od kamer,telewizji,dziennikarzy i gapiów.
-Możemy spodziewać się w TV-zaśmiałam się.
-Taaa...to do następnej akcji-pojawiłam się w miejscu,gdzie Farley mnie porwała.
Perspektywa Zayna:
Ale wczoraj wpierdoliłem Liamowi za tą farbę.Całą noc myłem włosy!Wracaliśmy z wywiadu i spotkaliśmy Dianę-całą potarganą i rozkojarzoną.
-Świnie cię goniły?-parsknąłem.
-Nie mam czasu na takiego chuja,sorry-przepchnęła się pomiędzy mną,a Liamem.
-Taaa,ciekawe co masz lepszego do roboty.
-Wyobraź sobie,że...-ugryzła się w język-muszę napisać o was artykuł-dokończyła.
-Panna pracowita się znalazła.
-Ja przynajmniej mam normalną pracę w przeciwieństwie do ciebie.Darcie japy do mikrofonu...hym fajna praca.
-Nie wkurzaj się mała,dzisiaj jest pożegnalna impra w najlepszym klubie w Berlinie,może pójdziesz ze mną?-spytał flirciarsko Harry.
-Jak dla mnie spoko.
Wściekłem się mega.Poczekałem,aż reszta się rozeszła i złapałem Stylesa za koszulkę.
-Co ty sobie wyobrażasz?!
-Diana jest sexy,ja też.Ona jest sama i ja też,więc niezła z nas para będzie.
-Chyba śnisz.
-Jakiś ty agresywny,przecież i tak jej nienawidzisz.
-No właśnie.Nie mogę pozwolić,żeby była szczęśliwa-próbowałem wybrnąć z sytuacji. 
-I tak wiem swoje.
Wróciłem do hotelu,wziąłem prysznic i poszliśmy na imprezę.
W klubie,aż wrzało.Na szczęście ochrona nie wpuściła naszych fanek.Niezłe dziewczyny w tym klubie.
Oczywiście Diana przyszła z Harrym.Ale w sumie mam to w dupie.Wyszedłem sobie,zapaliłem papierosa,a gdy wróciłem odbywała się niezła awantura.
-Co ty tu robisz?!-syknęła Davis-Znowu chcesz mnie wydać?!
-Chciałam cię za tamto przeprosić,nie wiem co mi wtedy odbiło i bardzo żałuję tego co się stało,możesz mi nie wybaczyć,ale chciałam żebyś wiedziała,że jest mi zajebiście przykro.
-Zajebiście to ty jesteś nikim.Jesteś wredną świnią i...-wyjęła ich wspólne zdjęcie i rozdarła na kawałki-pozbieraj sobie jak ci tak zależy.
-Wiem i zgadzam się z tobą w 100 procentach,przepraszam,nie wiem po co właściwie tu przyszłam-odwróciła się i wyszła.
-No,no nareszcie Diana pokazała swe oblicze.
-Spierdalaj.Mogłeś wtedy nie łazić po parku,zdechłabym,a życie byłoby piękniejsze!
-Nie pierdol-zamknąłem jej usta pocałunkiem.
-Co mi laskę podpierdzielasz?!-przylazł Harry.
-Zamknij ryja,nie jestem twoją laską!-złapała mnie za rękę i wyszliśmy przed klub.
-Czasami zastanawiam się co by było,gdybyś nie napisała artykułu.
-A chcesz się przekonać?
-Z chęcią.
Później zaczęliśmy się całować,a następnie wróciliśmy na imprezę.Nie wiem co ze mną jest ale mam to w dupie.Jest dobrze i tylko to się liczy.
Perspektywa Taylora:
Skończyłem wypisywać ostatnie sprawozdanie,ksiądz przybił kobietę do krzyża w kościele,bo podobno była opętana.Skąd tacy ludzie cię biorą?Odłożyłem papiery obok,no teraz jestem wolny,jakaś nowa sprawa by się przydała,jestem człowiekiem,który kocha swoja pracę i najchętniej spędzałbym w niej 24h na dobę.Złapałem swoją kurtkę i otworzyłem drzwi.
-Taylor,Gaynor chcę cię widzieć w swoim gabinecie-rzuciła Jackline,przechodząc obok mnie i zabierając przygotowane papiery z mojego biurka.
-Dzięki-powiedziałem i rzuciłem się w stronę gabinetu mojego szefa.Może to nowa sprawa,którą mam poprowadzić,albo chcę żebym został pracownikiem miesiąca?Pracuję tu dobre pół roku i rozwiązałem ponad 50 spraw. 
-Dobry wieczór-powiedziałem na przywitanie i usiadłem na krześle przed biurkiem szefa.
-Dobry wieczór Sanders,mam dla ciebie nową sprawę-a czego innego mógłbym się spodziewać?-Pewnie słyszałeś o ciałach wyssanych z krwi znalezionych w londyńskich lasach,więc Paul Wednesty,który miał prowadzić tę sprawę,zniknął w dziwnych okolicznościach.Osobiście słyszałem, że wyjechał do rodziny.Wychodzi na to,że przejmujesz jego sprawę, tu-wyciągnął ze swojej aktówki kopertę-Tu masz ślady, które zdążył znaleźć. To wszystko.
-Dobrze-złapałem kopertę i poderwałem się na równe nogi-To do widzenia-rzuciłem i wyszedłem przez drzwi,postanowiłem zostać dzisiaj trochę dłużej,co z tego,że powinienem być już dawno w domu.Rzuciłem kopertę na biurko,a kurtkę odwiesiłem na haczyk,rozsiadłem się wygodnie na krześle, włączyłem lampkę i otworzyłem kopertę.Zapiski,zdjęcia z miejsc znalezienia zwłok "wylały"się na moje biurko.Wziąłem w ręce pierwsze lepsze,ofiara,leżała na uboczu lasu, znaleziona przez turystów.Dwa ślady ugryzień na szyi i brak jakichkolwiek śladów walki, tylko lekko nadgryziona przez zwierzęta.Następnie zacząłem czytać jeden z zapisków mojego poprzednika.
"Wszyscy mogą pomyśleć,że zwariowałem,ale te zagadkowe morderstwa to nie mogą być zwierzęta,one nie wysysają całej krwi.Pamiętam jak drugi raz poszedłem na miejsce zbrodni, zobaczyłem tam to,to nie mogło być zwierzę,czy przypadkowy człowiek.Jej oczy świeciły w ciemności,przez chwilę widziałem blizny ciągnące się jej od oczu w dół,sekundę później zniknęły,z jej ust leciały gęste strugi krwi.Szybko wsiadłem do auta i odjechałem,nie miałem zamiaru stawać na przeciw tej istocie,nie jestem samobójcą."
-Panie Sanders?-zapytała nowa recepcjonistka otwierając drzwi-Dochodzi 23, budynek jest już zamykany.
-Tak,tak-jednym ruchem zgarnąłem wszystkie informacje do koperty, wyłączyłem lampkę,naciągnąłem na siebie kurtkę i wybiegłem z komisariatu.
-Cześć,możesz po mnie przyjechać?Kolejny fagas?Chyba zrobię sobie prawko,nara-rozmowy przez telefon z moją siostrą nie są z byt długie,chyba powinienem zrobić sobie prawo jazdy,myślę o tym od 10 lat i jakoś jeszcze się do tego nie zabrałem.Zgiąłem kopertę wsadziłem pod kurtkę i postanowiłem sam iść do domu.Koło mojego domu jest wnęka,tam stoi śmietnik i takie tam niepotrzebne rzeczy.Przechodzenie tam tędy zawsze w jakiś sposób mnie przerażało, ale teraz już miarka się przebrała.Zobaczyłem kobietę,przypierającą do muru jakiegoś faceta,najpierw pomyślałem,że się obściskują,albo coś takiego,ale laska w pewnym momencie się odwróciła. Odskoczyłem do tyłu była dokładnie taka,jak opisał Paul tę istotę.Blizny od oczu w dół,krew spływająca z ust i zobaczyłem także coś białego,co połyskiwało w świetle starej latarni,kły. Mężczyzna był jej ofiarą,pożywieniem.Zobaczyła mnie,odrzuciła do tyłu swoje długie blond włosy. Mechanicznie się odwróciłem i zamierzałem uciekać,jedna ona się przede mną pojawiła złapała mnie dość mocno jak na dziewczynę i przyparła do muru,zakryła usta dłonią,zakończoną długimi pazurami.Jakaś siła sparaliżowała moje ciało,nie mogłem się ruszyć,wziąć głębszego oddechu.
-Wyglądasz na uroczego chłopca,mam nadzieję,że nikomu nic nie powiesz inaczej będę musiała zrobić z tobą to-wskazała na faceta,którego już ciało zjechało po cegła i twardo uderzyło o ziemię-No-wytarła usta ręką i spojrzała mi głęboko w oczy-Nie wiem czy mogę ci ufać-zakręciło mi si w głowie,poczułem jak padam na ziemię i słyszałem tylko jej hipnotyzujący głos-Nie było cię tu, ani mnie, nic nie widziałeś, nic nie wiesz-widziałem jak odchodziła,śmiejąc się.
Nie jestem pewien tego co właśnie się stało, gdy byłem już pewny, że postać zniknęła podniosłem się na nogi,otrzepałem ubrania z pyłu i poszedłem do domu,teraz już jestem pewien,że to był wampir.
***Jego zachowanie było mało męskie, ale pomyślcie co wy byście zrobili oko w oko ze śmiercią ;)
************************************************************************
Czytam=Komentuje
To daje kilo motywacji i radosnego kopa w dupę do dalszej pracy :*
SoMe&LenaX









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz